"KROŚCIENKO NAD DUNAJCEM"
“MIZA Bar”
- ul. Mickiewicza 12
Ciekawe miejsce, które już na pierwszy rzut oka
wydaje się wyjątkowe. Nad barem tym widnieje obłędny napis,
brzmiący: Bar „Miza” - Tu zjesz jak w domu … więc czego
jeszcze szukasz ? Z dopiskiem „NIE DLA CWANIAKÓW” :D Po
przeczytaniu dopisku wachałem się czy aby na pewno wchodzić, ale
cóż, do odważnych świat należy ;) I nie pożałowałem tego
kroku przez cały pobyt w Krościenku. Bar jak bar, ale jakie
jedzenie !!! … Menu nieskomplikowane ewidentnie utwierdzające mnie
w przekonaniu, że personel posiada duże braki merytoryczne, mimo to
kubki smakowe mają na swoim miejscu ;) Pierwsza wizyta zaowocowała
w przypadku Sary zamówieniem zupy serowej z grzankami i
czevapcziczi (Ćevapčići) z sosem paprykowym, frytkami i surówką.
Ja postanowiłem pochłonąć zupę czosnkową z grzankami, a
następnie golonkę bez kości z frytkami i surówką. Zupy na
wywarach, grzanki domowej roboty, czevapcziczi nie dość, że było
dla mnie ogromnym zaskoczeniem jako pozycja w menu to drugim
zaskoczeniem był fakt, iż było ono takie pyszne, smakiem
przenosiło do krajów bałkańskich. Golonka wręcz rozpływała się
w ustach … dosłownie! Surówki smaczne a do tego wszystkiego
świeży kompot ze śliwek, wiśni i jabłek :) Druga Nasza wizyta
zaczęła się od pierogów z borówkami dla Sary i barszczu
czerwonego z krokietem dla mnie. Potem Sara upatrzyła sobie fileta z
indyka sauté z oscypkiem, frytkami i surówką, a ja pierogi ze
szpinakiem. Pierogi domowe smaczne, farsz szpinakowy bardzo
delikatny, ale niemdły. Filet soczysty, lekko przyprawiony aby nie
zabić smaku indyka, na nim prawdziwy oscypek, cóż więcej chcieć
;) Standardowo do tego wszystkiego kompociki, a dodatkowo oscypburger
dla mnie na deser :) Tak mi ładnie zapachniał oscypek z talerza
Sary, że postanowiłem sam też zanurzyć w nim zębiska … bułka,
smażony oscypek, surówka, prażona cebulka i ketchup … taka dobra
broń na Małego Głoda ;) Trzecia wizyta niczym jakościowo nie
ustępowała poprzednim, panierowany kalafior dla Sary na początek,
a dla mnie pomidorowa z makaronem. Panierowany kalafior w karcie (
boże istniejesz :). Pycha, już sto lat nie jadłem, więc
sukcesywenie podjadałem Sarze z talerza. Moja pomidorowa …
dosłownie … robię identyczną, słodkawa z posiekaną drobną
cebulką – obłęd. Na drugie danie Sara zamówiła dewolajki (
piszę jak było w karcie żeby nie było ;) z frytkami i surówką,
a ja placek ziemniaczany z gulaszem i surówką. Dewolajki okazały
się kotlecikami pożarskimi pochodzenia rosyjskiego z tartym żółtym
serem w środku, czyli mielone mięso drobiowe połączone z tartym
żółtym serem, formowane w wałeczki, opanierowane i usmażone.
Genialny przykład na to, że merytoryka kucharzy jest słaba, ale to
też przykład tego, że gotują bardzo smacznie, ponieważ dewolajki
były pyszne. Mój placek smaczny i chrupiący, a gulasz wieprzowy,
parykowy bardzo smaczny i sycący … a, no i kompoty ;) Gwoli
ścisłości w każdym przypadku kiedy to Sara zamawiała danie z
surówką lądowała ona na miom talerzu, żeby nie było, że
tutejszy klimat wpływa na ludzi do tego stopnia, że zaczynają jeść
surówki :D Jedzonko podawane jest na zastawie ''z różnych
parafii”, każdy talerz inny, kubek inny, podstawka inna, ale w
ogóle to nie przeszkadza, bo jest pysznie. Cóż nam z pięknej
zastawy kiedy jedzenie smakuje jak w lokalu …. a zresztą nie kopie
się leżącego. Przed tym lokalem ludzie czekają, aż zwolni się
stolik aby móc coś zjeść, skąd ja to znam ;) A wracając do
sedna, nawet Nasze rozstanie z Krościenkiem nie mogło skończyć
się inaczej niż późnym śniadaniem w barze „Miza”. Sara
wszamała na pożegnanie to samo czym witała się z tym lokalem,
czyli zupę serową z grzankami, natomiast na drugie danie zjadła
naleśniki z jabłkami. Ja zamówiłem bryndzowe haluszki i pyzy z
mięsem. No i kompty … Serowa jak za pierwszym razem – pyszna,
naleśniki z jabłkami olśniewające, trzy sztuki nabite po brzegi
smacznymi jabłkami pokrojonymi w kostkę. Pod koniec preparowania
naleśniczki zostały obsmażone na masełku, do tego kleks z kwaśnej
śmietany z cukrem. Bryndzowe haluszki to hit tych wakacji,
mięciutkie i bardzo bryndzowe ;) Okraszone cebulką i kwaśną
śmietaną przenosiły do innego wymiaru smaku :) Pyzy z mięsem bez
żadnego zaskoczenia … pyszne i idealne w smaku. Nadszedł czas
rozstania bo jak wiadomo wszystko co dobre szybko się kończy …
będziemy tęsknić za tym lokalem … BARDZO ;)
“U MARYSI Lody” - ul. Rynek 35
Najlepsze lody na świecie, w stu procentach
naturalne, smakujące świeżymi i pachnącymi owocami. Jest kilka
punktów, gdzie można je nabyć. Dwa w Krościenku, w Szczawnicy, a
nawet w Krakowie. Jednak mi najlepiej smakują te sprzedawane na
rynku w Krościenku, przez okienko, gdzie władzę sprawuje starszy
Pan będący sercem całej firmy. My będąc przez tydzień w
Krościenku skosztowaliśmy wielu smaków … mango, malina, banan a
nawet smaku ciasteczkowego. Obok wcześniej opisanego punktu znajduje
się miejsce, gdzie można zamówić desery na bazie tych lodów.
Sara skosztowała Banana Split, a ja pochłonołem rurkę z bitą
śmietaną i sorbet pomarańczowy … Banana Split na pewno nie było
oryginalną wersją tego sławnego deseru, ale przyjemną dla oka i
kubków smakowych, banan, orzechy włoskie, dwie gałki lodów
śmietankowych (wybitnie dobrych) a do tego rurki waflowe, prawdziwa
bita śmietana i uroczy łabądź z ciasta parzonego ;) … tylko po
co te kupne obrzydliwe polewy, które psują cały smak, na szczęście
Sara poprosiła o deser bez tego ochydctwa. Rurka z bitą śmietaną
była genialna, delikatna i chrupka, a bita śmietana jak już
wspomniałem przepyszna, bo naturalna, a nie jakiś gotowiec. Sorbet
kwaskowy i orzeźwiający, bo na naturalnym soku owocowym. Można
usiąść i obserwować tratwy flisackie płynące Dunajcem i
jednocześnie rozkoszować się tymi dobrociami … U Marysi :)
“PIOTROWSCY Cukiernia” - ul. Zdrojowa 33
Nie mogę zapomnieć o genialnej malutkiej cukierni
gdzie wypieki są koszmarnie pyszne. Przez cały pobyt skosztowaliśmy
wielu pyszności, czy to tortoletka z jagodami, babeczka na kruchym
cieście z morelami i kruszonką, brownie a'la mufinka, ziemniaczek w
orzechach laskowych, czy też rogaliki drożdżowe z serem, kakaem
lub marmoladą, wszystko było absolutnie pyszne. Śniadanie w
postaci pysznej karpatki dla Sary i jeszcze lepszej kremówki ( nie
papieskiej, ale pysznej ) dla mnie na długo zostanie w Naszej
pamięci. Ale jako prawdziwy parówkożerca nie mogę nie wspomnieć
o zniewalających smakiem „hot-dog'ach”, czyli parówkach z
dodatkiem świeżej papryki, musztardy i ketchupu owiniętych w
ciasto półfrancuskie maślane. Nasuwa się tylko jedno słowo …
DZIĘKUJEMY :)
“U ZOSI Restauracja & Pizzeria ” - ( Szczawnica )
ul. Flisacka 35 b
Wracając któregoś dnia ze szlaku kończącego się
w Szczawnicy zobaczyłem wielki bilbord na ścianie budynku mówiący
o restauracji, do której to niegdyś blond czuprynka Pani Gessler
zawitała aby „pomóc”. Postanowiłem, że tam wrócimy i coś
zjemy aby przekonać się czy aby na pewno do smacznego jedzenia
potrzebna jest Pani G. Restauracja „U Zosi”, bo o niej mowa
położona jest w takim miejscu, że aby nie mieć sali wypchanej
konsumentami po brzegi naprawdę trzeba się bardzo starać. Miejsce
docelowe spłwu tratw flisackich i duża promenada nie może
skutkować brakiem konsumentów, zimą zaś może być troszkę
gorzej, ale biorąc pod uwagę, że wiele knajp w tym okresie się
zamyka to łatwy i szybki sposób można otrzymać monopol na
konsumentów. Ale przejdźmy do meritum … Przychodzimy i ani
jednego wolnego stolika, ale zresztą jak i w czterach knajpach,
które spotkaliśmy po drodze. Po chwilce poszukiwań stolik zwalnia
się, a Państwo, którzy jeszcze chwilkę temu przy nim spożywali
swoje posiłki twierdzą, że jedzenie jest fatalne, a Pani Gessler
chyba była tu niepotrzebna. Rozmawiamy chwilkę i w żaden sposób
niezachęceni postanawiamy zostać i przekonać się na własnej
skórze jak w tym lokalu karmią. Sara zamawia schab z pieca w
aromatycznym sosie na białym winie a do tego ziemniaczki opiekane na
oliwie z czosnkiem i rozmarynem, ja natomiast na początek biorę
kwaśnicę z żeberkiem, a później postanowiłem uraczyć się
„rarytasem”, czyli wątróbką jagnięcą z patelni z cebulką, a
do tego zamawiam białą pizzę z oliwą extra vergine, solą morską
i rozmarynem. Do picia bierzemy piwka lane i czekamy na jedzonko.
Pojawia się kwaśnica, która okazuje się być bardzo smacznym
wyborem. Następnie docierają dania główne … schab Sary jest
przepyszny, mięciutki i soczysty, sos genialny i niezwykle
aromatyczny, a ziemniaczki dopełniają reszty, ponieważ są
świetnie zrobione, a to wbrew wszystkiemu nie takie proste ;)
Wątróbka jest najlepszą jaką w życiu jadłem, genialna w swej
prostocie i nie zjebana masą niepotrzebnych przypraw. Do tego biała
pizza, którą bezkarnie maczałem w sosie spod wątróbeczki … aż
ślinka cieknie :) Po obiedzie odpoczywamy chwilkę aby zrobić sobie
miejsce na deserek, którym staje się dla Sary – tiramisu, a dla
mnie jest to szarlotka na ciepło z lodami waniliowymi. Sara zjadła
prawdziwie włoskie tiramisu, a ja pochłonołem przepyszną
szarlotkę. Oba desery podane były z prawdziwą bitą śmietaną. No
tak … ładny i czysty lokal, super muzyka, kelnerki średnie ( mam
ładniejsze i zdolniejsze w pracy :) a jedzenie pyszne. Szkoda, że
tak mało kuchni regionalnej jak na takie miejsce z taki tradycjami
:/ Ale My Polacy kochamy kuchnię włoską, ale czemu ? Czemu nie
swoją ? Wątróbkę jagnięcą, juchę, żentycę albo starego
dobrego karpia ? PYTAM CZEMU ? I czy do tak pysznej prostoty była
potrzebna Pani Gessler ? „ … Chyba nie! Czy ja mógłbym serce
złamać? I te pe” ;)
“BIAŁY DOMEK Restauracja” - ( Sromowce Niżne ) ul.
Trzech Koron 32
Podczas wypadu na rowerach wzdłuż Dunajca do
słowackiej miejscowości Červený Kláštor postanowiliśmy zawitać
do Sromowców Niżnych, wsi która dwa lata z rzędu przynosi mi
szczęśćie podaczas Festiwalu – Smaku Pstrąga w Pieninach.
Znajduje się w niej restauracja „Biały Domek” … w rzeczy
samej chyba bar, a nie restauracja, ale do sedna ;) Wchodzimy, w
środku czysto i miło, przy barze wisi menu, które zachęca wieloma
pozycjami. Sara wybiera zupę grzybową z makaronem i żeberko
pieczone z frytkami, a ja biorę juchę z grulami i żeberkiem oraz
rumsztyk barani z cebulką, a do tego pieczone grule z bryndzą oraz
ogórki małosolne. Zupa grzybowa była pyszna, ale jucha to
mistrzostwo świata w swojej klasie, żeberko mięciutkie i dobrze
doprawione smakowało Sarze mimo, że nie jest wielką fanką
żeberek, na szczęście posłuchała moich dobrych rad, które były
uzasadnione … już kilka razy miałem okazje jadać w tym lokalu
więc wiedziałem co polecić, w innym wypadku mogłem skończyć
śpiąc na kanapie ;) Rumsztyk genialny i soczysty, grule z bryndzą
smaczne, a ogóreczki małosolne to poezja ;) Po zamówieniu przy
barze dostaje się numerek i czeka się na wezwanie przez głośnik
do odbioru swojego jedzonka, trzeba przyznać, że to rzadko
spotykany sposób realizacji zamówień :) Wszystko popiliśmy
pysznymi i zimnymi piwkami … i ruszyliśmy w drogę powrotną, gdyż
już następnego dnia na IV Europejskich Targach Produktów
Regionalnych mieliśmy spotkać dwie niesamowite firmy …
“EDI Browar” - ( Nowa Wieś koło Wschowy ) ul. Nowa
Wieś 5 e
Kiedy to wraz z chłopakami ze Stowarzyszenia
Małopolskich Kucharzy i Cukierników robiliśmy pokazy kulinarne w
Zakopanym ( nawet na urlopie ciężko uciec od pasji ;) dostrzegłem
mały browar, który wystawiał swoje piwa, mowa o Browarze „Edi”.
Kiedy pokazy się skończyły udaliśmy się do miejsca gdzie „Edi”
stacjonował, niestety piwka te można skosztować jedynie na
miejscu, gdzie są wytwarzane lub na tego typu imprezach z produktami
regionalnymi grającymi pierwsze skrzypce. Najpierw skosztowałem
Wschowskiego Ciemnego, które było pyszne, a następnie Mętnego
Niefiltrowanego, które okazało się specyficznym w smaku, ale
zarazem bardzo orzeźwiającym. Sara na pierwszy ogień wzięła
Wiśniowe, bardzo kobiece i słodkie, a następnie zakosztowała
orzeźwienia w postaci Miętowego, które zaskoczyło swym smakiem
nie jednego smakosza. Na deser zakupiłem Czekoladowe, które okazało
się kolejnym strzałem w dziesiątkę, połączenie smaku piwa typu
porter z nutą gorzkiej czekolady. Mimo, że etykietki piw tych
zwłaszcza smakowych powalają :D … przedstawiają wydekoldowane
dziewczyny rodem z wieśniackich potańcówek, ale nie zmienia to
faktu, iż piwa te są niepasteryzowane i wolne od chemicznych
ulepszaczy. Polecam wszystkim smakoszom wycieczkę do Wschowa :)
“GAWOR Wędliny” - ( Podstolice koło Wieliczki ) ul.
Podstolice 163
Drugą niesamowitą firmą, którą było Nam dane
spotkać jest firma Pana Szczepana Gawora, który sprawuje piecze nad
produkcją tych cudownych wędlin. Kiedy już znalazłem się na
stoisku Pana Gawora nie wiedziałem co zakupić, ponieważ wszystko
wyglądało obłędnie smakowicie. Końcem końców padło na
Kiełbasę Wiejską, Kiszkę z Podstolic, Pasztetową Wiejską i
przede wszystkim Szynkę Podstolego z nogą. Oczywiście kiszkę i
pasztetową musiałem skonsumować sam, ale do konsumpcji kiełbasy i
szynki przyłączyła się już Sara :) Smaku tych wyrobów nie da
się opisać, a szynka krojona wprost z całej nogi to jakiś orgazm
dla podniebienia. Początki produkcji jak i pochodzenie nazwy sięgają
XIII wieku i związane były z urzędem Podstolego, namiestnika
stolnika, któremu produkty i wyroby na stoły królewskie na Wawelu
dostarczali mieszkańcy Podstolic. Dlatego większość wędlin tych
została już wpisana na Listę Produktów Tradycyjnych Ministerstwa
Rolnictwa i Rozwoju Wsi. I pamiętajmy, że nie wszystko złoto co
się świeci … tyczy się to również wędlin ;) …
… kończąc muszę wspomnieć o ...
“RAJEC Wody Mineralne” - ( Plzeň - Severní předměstí
) ul. Na Roudné
Jeżeli będziecie mieli okazję to wręcz proszę
spróbujcie wód mineralnych z firmy „Rajec”, bogactwo smaków
jakie są w ofercie powala: kasztan, brzoza, lipa, stokrotka,
tymianek, mniszek lekarski. Czyli nie tylko fanta, cola i sprite.
Polsko, da się !!! da !!!