“Coś Dobrego” - ul. Legionów 10
… Wstaję rano, Sara już od godzin wczesnorannych opiekuje się rodzeństwem w Osieku, a ja obiecałem, że załatwię Jej kilka papierkowych spraw dotyczących studiów. Idąc do punktu docelowego jakim miał być budynek szkoły napadł mnie … Mały Głód ;) A że miało to miejsce w pobliżu miejsca o obiecującej nazwie „Coś Dobrego”, postanowiłem wstąpić i kupić śniadanie :) Miejsce przy ruchliwej ulicy, ale tak przygotowane i urządzone, że w ogóle się tego nieodczuwa. Baner głosił, iż w ofercie znaleść można między innymi kociołek meksykański cokolwiek miało by to być oraz nachos, burrito czy też tortille. Szybko okazało się, że kociołek i nachos gdzieś znikły, ale burrito, tortilla i kilka innych rzeczy nadal jest w ofercie. Postanowiłem wziąć na drogę tortille z tuńczykiem i hamburgera meksykańskiego. Pani w bardzo czystej kuchni co ważne bez użycia mikrofalówki (a przy użyciu grilla) przyrządziła moje „śniadanie” … szybko i sprawnie. Płacę śmieszne pieniądze jak za tak sycący posiłek i ruszam w stronę szkoły. Zaczynam od tortilli, która jest bardzo smaczna, pierwszy raz jadłem tortille z tuńczykiem, ale na pewno nie ostatni. W ładnie zwiniętej tortilli znalazłem sporo tuńczyka w sosie własnym, sałatę lodową, kukurydzę, pomidora i czerwoną cebulę. Wszystko świeże i chrupiące, sos czosnkowy był kiepski, ale na szczęście były go śladowe ilośći, więc niezaszkodził tej bardzo smacznej tortilli ;) Wszystko co dobre szybko się kończy i w tym przypadku nie było inacze,j ale przede mną był jeszcze hamburger meksykański, którego skład był dla mnie zagadką. Otwieram, a tam chrupiąca bułeczka z grilla, kupny krążek mięsa a'la paróweczka, pomidor, sałata lodowa, dużo prażonej cebulki, ketchup, sos do hamburgerów, ale podzielił on los sosu czosnkowego z tortilli i było go bardzo mało (na szczęście !!!). Po pierwszym kęsie wiedziałem skąd nazwa tego hamburgera :) W środku znajdowała się zawrotna ilość papryczek Jalapeño, ale to świetnie, ponieważ jestem ich wielkim fanem. Hamburgera polecam po ciężkiej, mocno zakrapianej nocy, postawi na nogi jak mało co … Gwarantuję ;) Śniadanie było fajne i smaczne, załatwiłem co miałem załatwić, pojechałem do Sary, a po powrocie kontynuowaliśmy smakowanie piwowarskich (i nie tylko) specjałów ;) Sara sięgła po Piwo Lawendowe Bezchmielowe czyli Gruit Kopernikowski. Piwo warzone z dodatkiem lawendy, jałowca i piołunu, specyficzny smak zawdzięcza metodzie górnej fermentacji. Piękny żółty kolor z naturalnym osadem a do tego genialny smak, nic dodać, nic ująć … gdy pomysł na piwo spotyka się historią ! Ja postanowiłem spróbować czegoś niezwykle naturalnego a mianowicie cydru a w tym wypadku mowa o czymś noszącym nazwę - Psarski Cider Niepasteryzowany. Smaczny i orzeźwiający przefermentowany sok z dojrzałych jabłek. Niejestem wielkim fanem cydru, ale ten był naprawdę dobry i godny polecenia.
Kolejny post przygotuję dla Was po powrocie z urlopu ;) Pozdrówka :)
musze zjesc po sobocie tego burgera ;)
OdpowiedzUsuń