środa, 12 czerwca 2013

“MEKSYKAŃSKA” - ul. Śniadeckiego 24



To był prawdziwy Meksyk ! … W dobrym czy złym tego słowa znaczeniu ocenicie sami podczas czytania. Jak już zapewne Wiecie na cel obraliśmy „Restaurację Meksykańską”, którą odwiedzimy w poszerzonym składzie. Rola eksperta w dziedzinie drinków przypadła mojemu kumplowi … Maciej Marwicz, bo o nim mowa poza zaszczytną rolą mojego kumpla, pełni też rolę kelnera w jednej z najsmaczniejszych restauracji w Oświęcimiu (wcześniej długo pracował jako barman w najlepszym klubie muzycznym w Naszym mieście, jego pasją jest bartending co może potwierdzić ukończony kurs barmański drugiego stopnia). Jako że też uwielbiam bartending, który jest moją drugą pasją myślę, że Nasze opinie na temat koktajli serwowanych w niektórych lokalach pomogą Wam wybrać miejsce, gdzie można pójść na dobrego drina ze swoją drugą połówką lub też bandą swoich kumpli ;). Na pewno kojarzycie go jako „Pana Kelnera” z wcześniej opisywanej Restauracji „Teatralna”. Ponieważ Meksyk to kraj słynący z kultury picia tequili, a jak tequila to drinki na jej bazie, których nie brakuje nie mogło też zabraknąć Macieja. Niedziela, pora obiadowa, spotykamy się pod Oświęcimskim Centrum Kultury, bo właśnie w jego budynku mieści się Restauracja „Meksykańska”. Po chwilce rozmowy wchodzimy do środka i … gdzie ten kurwa Meksyk ? Na sali go nie ma, więc postanowiliśmy poszukać go w menu. Po dłuższej chwili oczekiwania na Panią kelnerkę wreszcie się zjawia … i pyta co podać, a że My przed przyjściem do lokalu nie nauczyliśmy się menu na pamięć, prosimy na początek o karty ;) Po otrzymaniu ich zaczynamy wybierać. Okazuję się, że dania meksykańskie to zaledwie jakieś pięć procent całej karty …. żenada, reszta to kuchnia całego świata z mocnymi włosko-polskimi korzeniami ! Ale wyszukaliśmy coś meksykańskiego i zaczynamy zamawiać … i znowu faux pas, zamawiamy nazwami nie wiedząc, iż w tym lokalu zamawia się numerkami (nie nadarmo w karcie widnieje napis: zapewniamy pełny profesjonalizm) :D .Więc zamawiamy kolejno na początek 3.03, 4.02 i 4.04, czyli pieczywo zapiekane z guacamole dla Sary, dla Macieja tacos z grillowaną polędwiczką wieprzową … ja również biorę tacos, ale z mieloną wołowiną, do picia Margarite dla Sary, a dla Nas kolejeczkę tequili „Olmeca Gold”. Po pewnym czasie przychodzi druga Pani kelnerka i informuje, że wystąpił problem w postaci braku pomarańczy … ale mają cynamon, co wiąże się tylko z jednym, tequili nie będzie (pocieszamy się faktem, że chociaż wiedziały z czym podaje się złotą tequile). Żadna z trzech kelnerek nie raczyła pójść do oddalonego o pięćdziesiąt metrów Tesco po tą nieszczęsną pomarańczę. Nasz błąd, trzeba było wziąć ze sobą ;) Godzimy się z okrutnym losem zgotowanym przez meksykańskich bogów pomarańczy i zastanawiamy się jakie drinki zamówić. W międzyczasie, kiedy dokonujemy tego trudnego wyboru zostaje dostarczona po dłuższym czasie oczekiwania Margarita Sary. Gdy zobaczyłem to coś odebrało mi mowę, a Maciej prawie odebrał sobie życie poprzez zatłuczenie się własnymi japonkami. Podsumowując wypowiedz Macieja na temat domniemanej Margarity:
Zamiast w schłodzonym kieliszku koktajlowym drink podany został w szklance typu „long drink”, jakimś cudem miał kolor czerwony, który ciężko uzyskać z połączenia srebrnej tequili, likieru typu triple sec i soku z limonki. Jak się potem okazało Panie pracujące na barze nie miały w asortymencie likieru, więc zastąpiły go bez pytania grenadyną. Ukradkiem spróbowany drink okazał się tak mocny że najwidoczniej Panie pomyślały iż Sara jest alkoholiczką … Brawa dla Pań za wiarę w siebie, że są ponad Międzynarodowy Związek Barmanów i mogą miksować koktajle standardowe wedle własnego uznania. A crusta z soli, która powinna być obecna na krewędzi kieliszka ? Nie macie soli czy co ? SŁABO - to słowo, które te Panie powinny uznać za komplement. SZOK”.
Dochodzimy do siebie po tym szokującym widoku, a ja proszę Panią kelnerkę do stolika i każę zabrać jej tego drinka, bo to jakiś chyba żart, ale taki w najgorszym wydaniu. Ogólnie jakiekolwiek zasady kelnerskie dla Pań tam pracujących są jedną wielką zagadką. Rezygnujemy z dalszych popisów miksologii w wykonaniu Pań z baru, zamawiam asekuracyjnie dla siebie i Sary Desperadosa, a Maciej postanawia nie zamawiać w tym lokalu nic alkoholowego i bierze Sprite'a. Dostajemy piwa, jednakże ich sposób podania jest dla Nas tym samym czym Antygona dla Sofoklesa, cytryna w półplasterkach podana osobno … szkoda słów, zestaw „zrób sobie sam, ale zapłać za obsługę kelnerską”. W oczekiwaniu na przystawki przygrywa nam jakże meksykańskie radio RMF FM, a napięcie buduje lekko sypiący się sufit, który wygląda jak by miał za chwilkę na Nas spocząć :D Po „zaledwie” czterdziestu minutach !!! dostajemy Nasze zamówienie. Tacos jest z mąki pszennej a nie kukurydzianej, obróbki cieplnej jaką jest smażenie w głębokim tłuszczu to te tortille nie widziały, jest to po prostu takie burrito tylko złożone w trójkąt. Podane zostają z ketchupem, sosem czosnkowym i dwoma surówkami :D Surówki w ilości dwunastu gram łącznie charakteryzują się niebywałą równowagą smaku, surówka z białej kapusty jest mało smaczna, ale wilgotna natomiast surówka z kapusty czerwonej jest dobra, ale sucha jak wspominana w zapowiedzi tego posta Pustynia Sonora ;) W moim tacos farsz jest przyzwoity, mimo to brakuje chodźby charakterystycznego dla tej kuchni kuminu, ale też bardziej przyziemnych przypraw jak sól. Maciej ma więcej szczęścia, jego farsz z grilowaną polędwiczką wieprzową jest odrobinkę lepszy, ale czy ta tonąca w sosie polędwiczka widziała grill to już otwarty temat do polemiki. Sara rozgniewała meksykańskie bóstwa faktem, iż nie ubrała wychodząc z domu sombrera i ma za swoje! Jej zamówione zapiekane pieczywo z guacamole przemienione zostaje przez nich w zapiekane pieczywo z farszem boczkowo-cebulowo-pomidorowym ze śladowymi ilościami awokado :D Sara nie znosi boczku, który pełni w tym farszu rolę dominującą, więc zjadamy swoje tacos, poprawiamy pieczywem Sary, a Ona nadal … siedzi głodna (warto zaznaczyć, że farsz sam w sobie był smaczny tylko nie miał nic wspólnego z guacamole, więc po co go tak kurwa nazywać ?). Namawiam Ją aby zamówiła sobie 7.05, yyyyyyy, to znaczy chili con carne ;), daje to efekty i Sara je zamawia. Maciej na danie główne bierze tortille z kurczakiem, a ja po traumie związanej z tacos długo się wacham czy dalej zamawiać, ale głod bierze górę i zamawiam burrito z kurczakiem. Jak zawsze mam rację. Zamówienie chili con carne, które ten lokal serwuje z ryżem jest strzałem w dziesiątke. Samo chili con carne jest pyszne, lekko pikantne, dobrze doprawione, ryż jest świeży i zrobiony na półsypko, całość serwowana jest z kwaśną śmietaną i posiekanym awokado skropionym lekko sokiem z cytryny. PYCHA !!! Na szczęscie porcja jest duża i Sara nie zjada wszystkiego ... wiecie co to oznacza ? :D Po długim czasie oczekiwania Maciej dostaje tortille, która jest całkiem niezła, lekko chrupka z wierzchu, w środku świeży kurczak, ser żółty, smaczny sos czosnkowy, kapusta pekińska, kukurydza, fasola i dwie już opisywane surówki ;). Tylko czy aby na pewno jest ona meksykańska ? No właśnie !!! Ja na burrito czekałem tak długo, że poprosiłem o zapakownie go na wynos. Prosimy o rachunek, który momentami jest bardzo adekwatny do jakości, a momentami przyprawia o drżenie ręki sięgającej po portfel. Przed wyjściem Sara korzysta z ubikacji, która poziomem jest zbliżona do reszty lokalu, czyli „szału nie ma”. Płacimy i wychodzimy, w domu okazuję się, że moje burrito to taka trochę inaczej zwinięta tortilla, ale z bonusem w postaci tarych buraczków, które towarzyszą naszemu sławnemu i wszechobecnemu już duetowi surówek. W tym lokalu tacos, burrito i tortilla to generalnie to samo danie różniące się tylko sposobem zwinięcia, taki polski Meksyk z nutą standardów rodem z przytułku dla bezdomnych. A chili con carne to najsmaczniejszy wypadek przy pracy jaki w życiu jadłem.

Na dziś to tyle. Myślę, że następny post również powstanie przy wsparciu Macieja i jego subiektywnych opini … zobaczymy ;) Miło otaczać się ludźmi, którzy mają w życiu pasję !!!
Dobra, dość tych ckliwości i czas ruszać do … a gdzie ? niech to na razie pozostanie niespodzianką :)



7 komentarzy:

  1. Trafny komentarz, może dancingi i robią ale nic poza tym. Jedzenie jest nie smaczne :( Pozdrawiam Sebuś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super pomysł z tym blogiem, wiem przynajmniej gdzie mogę zabrać swoją kobietę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa lektura !

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje za odwagę :) Podziwiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny pomysł :) Dzięki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czego sie spodziewales? Meksykanskiej nawet nie trzeba komentować..;) także,podjęcie całej tej lektury było dla mnie bezsensowne.Dna sie nie komentuje,ciekawe jak Ty bys zapierdzielal jako kelner za 6 zł i miał "szefów sknerów".Oto jest pytanie;] pozdrawiam Gesslerowego-Szroma;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Słowo "Gesslerowego" było zbędne ;) No cóż, ciężko mi oceniać rozrzutność cudzych "szefów" ;) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń