wtorek, 24 lutego 2015

“BUBBLE STATION” - ul. Rynek Główny 16 



Po tak długiej przerwie wracam z wielkim hukiem. Na pierwszy ogień idzie nowo otwarty lokal w Oświęcimiu, mieście o którym miałem nie pisać, bo jak już wiemy nie ma w sumie o czym, ale to miejsce jest tak wyjątkowe, że musiałem ! Mowa o Bubble Station, lokalu w którym tematem przewodnim jest tajwańska Bubble Tea. Zachęceni kolorowym wejściem, postanowiliśmy skorzystać z usług tego lokalu, stajemy przed wielką tablicą wiszącą w środku, na której znajdują się bazy napojów, a także smaki, które można dobrowolnie łączyć, stoimy, stoimy, stoimy … wybór jest ogromny, a napoje robione są na bazie zielonej, czerwonej i czarnej herbaty, na jogurcie, czekoladzie, a nawet na kawie. Zdecydować się na konkretną kompozycję z tylu dostępnych smaków jest niezwykle trudno, na szczęście Pani stojąca za ladą służy profesjonalnymi poradami w temacie łączenia smaków i dodatków, a mianowicie kulek żelowych “popping boba” z naturalnym sokiem owocowym lub żelek “topping” ze sfermentowanego mleka kokosowego o różnych smakach. Po chwili rozmowy, która zaowocowała kilkoma dobrymi radami wiemy już, że Sara będzie piła czerwoną herbatę z hibiskusem i granatem, a do tego kulki żelowe o smaku liczi, natomiast ja wypiję zieloną herbatę z czerwoną gujawą i winogronem, a do tego kuleczki żelowe o smaku mango. Obie herbaty bierzemy w opcji na ciepło, ale oczywiście istnieje też opcja bardziej orzeźwiająca, czyli na zimno. Niestety aura nie sprzyjała, dlatego Nasz wybór jest taki a nie inny :) Po chwili oczekiwania i zapłaceniu niewielkiego rachunku dostajemy swoje herbatki, które powalają smakiem i eksplozją świeżości. Siadamy na hokerach i popijamy, a jedyna rzecz jakiej nam brakuje to stoliczek, na którym można by postawić te cudowne napoje. Wystrój jest prosty, łączy w sobie biel i jaskrawe odcienie zieleni, żółci i czerwieni. Popijając herbaty dowiadujemy się z rozmowy, iż w planach jest poszerzenie asortymentu dodatków o tapiokę, więc nowych pomysłów nie brakuje, a to się bardzo liczy ! A więc … bardzo ciekawe miejsce na tak mało ciekawym pod względem herbaciano - kawiarnianym miejscu jakim jest nasz rynek !!! Polecam :)

“RESTAURACJA MOLO” ( Osiek koło Oświęcimia ) ul. Główna 231 a



Kolejnym miejscem, o którym chcę Wam opowiedzieć jest lokal usytuowany pośrodku niczego, a mianowicie w Osieku. Jedziemy widzimy dom, stary dom, dom bez dachu, traktor, konia, drugiego konia, a tu nagle wielki i bardzo estetyczny obiekt - Restauracja Molo. Dziś wyjątkowo lokal nawiedzamy dużą ekipą, oprócz mnie i Sary, jest Krystian na co dzień mój zastępca wraz ze swoją dziewczyną, a los chce, że też z Sarą :) oraz Adam z Diabelskiej Karczmy wraz z żoną Julitą i córeczką Mają. Skupię się dziś na jedzeniu bo wystrój, obsługa i czystość lokalu jest nienaganna i na tak wysokim poziomie że grzechem było by komentowanie tych aspektów !!! Dostajemy karty i zaczynamy wybierać. Menu jest krótkie i zwięzłe, ale każdy znajdzie coś dla siebie. Sara wybiera Gulasz „MOLO” podany z plackami ziemniaczanymi, a ja na początek biorę wątróbkę drobiową podaną na karmelizowanych jabłkach z chipsami ziemniaczanymi oraz aksamitny krem czosnkowo - ziołowy z grzankami i wędzonym serem górskim. Do picia standardowo mały, lany Żywiec z sokiem malinowym dla Sary i duży, lany Żywiec dla mnie. Po dość przyzwoitym czasie oczekiwania dostajemy swoje posiłki podane w odpowiedniej kolejności i zaczynamy pałaszować. I tak … wątróbka drobiowa jest wysmażona idealnie, a do tego chrupiące chipsy ziemniaczane i karmelizowane jabłka, które mimo obróbki cieplej zachowały odpowiednią jędrność i nie są za słodkie. Porcja jest odpowiedniej wielkości, prezentacja na talerzu jest ładna tylko, że wątróbka jest podana na chipsach ziemniaczanych z karmelizowanymi jabłkami, a nie na odwrót jak pisze w menu. Krem jest zrównoważony w smaku i bardzo aksamitny, czyli tym razem rzeczywistość nie mija się z tym co pisze w menu :) do tego grzanki domowej roboty i tarty wędzony ser, jedynie porcja mogłaby być odrobinę większa, z drugiej strony to zupa krem, więc gramatura jest odpowiednia. Placki ziemniaczane Sary są chrupiące i idealnie doprawione, a sos lekki z kawałkami miękkiego mięsa wieprzowego, do tego kleks z kwaśnej śmietany, który dopełniał całości, jedynie ogórek kiszony, który wyglądał jak pokrojony siekierą troszkę szpecił to bardzo smaczne danie. Po chwilce odpoczynku, zamówieniu następnej kolejki napojów chłodzących ;) i jeszcze jednej chwilce odpoczynku Sara zamawia czekoladowy fondant podany z sorbetem z owoców leśnych, a ja biorę duszone policzki wołowe podane na kapuście włoskiej z boczkiem, puree ziemniaczanym i sosem demi glace. Dania zjawiają się jak ich poprzednicy nawet szybko i też trzymają wysoki poziom. Policzki są wyśmienite w smaku i mają obłędną konsystencję, demi glace jest bardzo esencjonalny, ale mogło by być go trochę więcej i mógłby być podany w osobnej sosjerce co nie zmienia faktu, że jest pyszny. Kapusta jest delikatna i idealnie komponuje się z puree ziemniaczanym co tworzy bardzo smaczne danie. Fondant, który zamówiła Sara jest strzałem w dziesiątkę, delikatne ciasto z zewnątrz i płynny środek w połączeniu z czekoladą wysokiej jakości tworzy niezwykły deser, dodatkiem jest sorbet z owoców leśnych, lekko kwaskowy co balansuje dekoracja z mlecznej czekolady i suszonej żurawiny, na koniec odrobina bitej śmietany, takiej prawdziwej nie ze spray'u i mamy na talerzu deser wręcz idealny. Adam zamówił tak jak ja wątróbkę i miał o niej podobne zdanie, natomiast daniem głównym dla Adama było spaghetti z polędwicą wołową podane z grzybami i szparagami w kremowym sosie śmietanowym … a pusty talerz po posiłku był chyba najlepszą opinią dla tego dania ;) Krystian natomiast napisał kilka słów:
"Sara zamówiła sobie do picia oczywiście jej ulubiony czajniczek z herbatą o smaku „sweet berries”, która nawet gdy stanie się zimna nie traci swojego aromatu i smaku, a ja oczywiście poprosiłem o moją dawkę energii w postaci małego espresso. Z racji, że nie jada dużo to jako danie zamówiła sobie tylko domowe pierogi z farszem z dziczyzny z masełkiem borowikowym ! Ja natomiast zacząłem od przystawki, która swoją nazwą Śledź „MOLO” … podany na carpaccio z aromatyzowanych buraków, sosem tatarskim i grzanką … daje do myślenia. Jako danie główne zamówiłem to co Adam, czyli spaghetti z polędwicą wołową podane z grzybami i szparagami w kremowym sosie śmietanowym i oczywiście dużego, lanego Żywca :) Kelner po sukcesywnym zanotowaniu naszego zamówienia grzecznie podziękował i odszedł. Niedługo otrzymaliśmy nasze napoje, a po chwili „dopłyną” do mnie mój śledzik. Był podany na naprawdę chrupiących grzankach wraz z sosem tatarskim … liczyłem, że pojawi się w nim jakiś specyficzny składnik, który odmieni smak tego sosu … ale i tak był pyszny ;) Śledzik był zwinięty w warkocz i został podany na aromatycznym carpaccio z buraka. Wszystko to zostało udekorowane krążkami z czerwonej cebuli, rukolą oraz gałązką tymianku. Wszystko ładnie do siebie pasowało, aczkolwiek nie zrobiło na mnie jakiegoś większego wrażenia. Na szczęście zostało mi to wynagrodzone daniem głównym. Już sam zapach dobiegający z mojego talerza był wyśmienity, więc nie zastanawiając się ani chwili chwyciłem za sztućce i zacząłem jeść. Polędwica okazała się być perfekcyjnie delikatna i rozpływała się w ustach, więc graba dla kucharza. Sos był bardzo aksamitny i intensywny w smaku, a sam makaron ugotowany naprawdę al dente. Wszystkie te smaki idealnie do siebie pasowały i w tym połączeniu tworzyły naprawdę dobre danie, więc serdecznie polecam ! :D Natomiast moja dziewczyna Sara zbyt dużo mi o swoim daniu nie powiedziała tylko tyle, że „jest dobre” ;) Kątem oka zauważyłem, że ciasto pierogowe było bardzo cienkie, a z farszu dobiegał bardzo przyjemny zapach. Z racji, że porcja nie była mała jak na moją Ukochaną, nie zjadła wszystkiego i zostawiła jednego pieroga na talerzu. Już podawała talerz kelnerowi, gdy nagle Sebastian grzecznie zaproponował jej ,że z chęcią skonsumuje jej pieroga :) Więc może o pierogach więcej opowie wam Sebastian. Na deser zamówiliśmy sobie wspólnie z Sarą czekoladowy fondant podany z sorbetem z owoców leśnych, czyli to samo co narzeczona Sebastiana … paradoksalnie również Sara :D … czasem się gubimy :D A wracając do fondanta powiem tylko tyle, że był perfekcyjny, a więcej na pewno o nim już napisał Sebastian. Całe cztery godziny spędzone w restauracji upłynęły pod wielkim znakiem “śmiechu” i w miłej atmosferze. Lokal godny polecenia, ceny są przyzwoite, a wielkość posiłków adekwatna jak na takie ceny".
Jak wspomniał Krystian, pieróg jego Sary był bardzo smaczny :D … delikatne ciasto, genialnie przyprawiony farsz i niezwykle aromatyczne masełko borowikowe. Smaczne danie, ale jak by je tak potraktować dymem sosnowym ? Hmmmm ? ;) To był bardzo udany wieczór, a na Molo na pewno wrócimy niebawem, ponieważ jest to miejsce gdzie pyszne jedzenie idzie w parze z miłą atmosferą i dobrą ceną. Pierwszy raz mogę z pewną odpowiedzialnością stwierdzić, że Osiek wreszcie mi czymś zaimponował ;) A teraz ruszamy do … szczegóły wkrótce ;)

P.S. - “TEATRALNA” - ul. Śniadeckiego 39  - będziemy pamiętać [*] :( 

wtorek, 17 lutego 2015

Hell's Kitchen 3 - Piekielna Kuchnia - ZACZYNAMY !!! ...



... przygoda życia, która zmieniła mnie jako kucharza, a przede wszystkim jako człowieka. Nie da się opisać jakie uczucia targają człowiekiem w tak piekielnych warunkach i co dzieje się w jego głowie. Tak zaczęła się opowieść, której koniec nie został jeszcze nigdzie zapisany. To dopiero początek ...