czwartek, 22 sierpnia 2013

"KROŚCIENKO NAD DUNAJCEM"

“MIZA Bar” - ul. Mickiewicza 12



Ciekawe miejsce, które już na pierwszy rzut oka wydaje się wyjątkowe. Nad barem tym widnieje obłędny napis, brzmiący: Bar „Miza” - Tu zjesz jak w domu … więc czego jeszcze szukasz ? Z dopiskiem „NIE DLA CWANIAKÓW” :D Po przeczytaniu dopisku wachałem się czy aby na pewno wchodzić, ale cóż, do odważnych świat należy ;) I nie pożałowałem tego kroku przez cały pobyt w Krościenku. Bar jak bar, ale jakie jedzenie !!! … Menu nieskomplikowane ewidentnie utwierdzające mnie w przekonaniu, że personel posiada duże braki merytoryczne, mimo to kubki smakowe mają na swoim miejscu ;) Pierwsza wizyta zaowocowała w przypadku Sary zamówieniem zupy serowej z grzankami i czevapcziczi (Ćevapčići) z sosem paprykowym, frytkami i surówką. Ja postanowiłem pochłonąć zupę czosnkową z grzankami, a następnie golonkę bez kości z frytkami i surówką. Zupy na wywarach, grzanki domowej roboty, czevapcziczi nie dość, że było dla mnie ogromnym zaskoczeniem jako pozycja w menu to drugim zaskoczeniem był fakt, iż było ono takie pyszne, smakiem przenosiło do krajów bałkańskich. Golonka wręcz rozpływała się w ustach … dosłownie! Surówki smaczne a do tego wszystkiego świeży kompot ze śliwek, wiśni i jabłek :) Druga Nasza wizyta zaczęła się od pierogów z borówkami dla Sary i barszczu czerwonego z krokietem dla mnie. Potem Sara upatrzyła sobie fileta z indyka sauté z oscypkiem, frytkami i surówką, a ja pierogi ze szpinakiem. Pierogi domowe smaczne, farsz szpinakowy bardzo delikatny, ale niemdły. Filet soczysty, lekko przyprawiony aby nie zabić smaku indyka, na nim prawdziwy oscypek, cóż więcej chcieć ;) Standardowo do tego wszystkiego kompociki, a dodatkowo oscypburger dla mnie na deser :) Tak mi ładnie zapachniał oscypek z talerza Sary, że postanowiłem sam też zanurzyć w nim zębiska … bułka, smażony oscypek, surówka, prażona cebulka i ketchup … taka dobra broń na Małego Głoda ;) Trzecia wizyta niczym jakościowo nie ustępowała poprzednim, panierowany kalafior dla Sary na początek, a dla mnie pomidorowa z makaronem. Panierowany kalafior w karcie ( boże istniejesz :). Pycha, już sto lat nie jadłem, więc sukcesywenie podjadałem Sarze z talerza. Moja pomidorowa … dosłownie … robię identyczną, słodkawa z posiekaną drobną cebulką – obłęd. Na drugie danie Sara zamówiła dewolajki ( piszę jak było w karcie żeby nie było ;) z frytkami i surówką, a ja placek ziemniaczany z gulaszem i surówką. Dewolajki okazały się kotlecikami pożarskimi pochodzenia rosyjskiego z tartym żółtym serem w środku, czyli mielone mięso drobiowe połączone z tartym żółtym serem, formowane w wałeczki, opanierowane i usmażone. Genialny przykład na to, że merytoryka kucharzy jest słaba, ale to też przykład tego, że gotują bardzo smacznie, ponieważ dewolajki były pyszne. Mój placek smaczny i chrupiący, a gulasz wieprzowy, parykowy bardzo smaczny i sycący … a, no i kompoty ;) Gwoli ścisłości w każdym przypadku kiedy to Sara zamawiała danie z surówką lądowała ona na miom talerzu, żeby nie było, że tutejszy klimat wpływa na ludzi do tego stopnia, że zaczynają jeść surówki :D Jedzonko podawane jest na zastawie ''z różnych parafii”, każdy talerz inny, kubek inny, podstawka inna, ale w ogóle to nie przeszkadza, bo jest pysznie. Cóż nam z pięknej zastawy kiedy jedzenie smakuje jak w lokalu …. a zresztą nie kopie się leżącego. Przed tym lokalem ludzie czekają, aż zwolni się stolik aby móc coś zjeść, skąd ja to znam ;) A wracając do sedna, nawet Nasze rozstanie z Krościenkiem nie mogło skończyć się inaczej niż późnym śniadaniem w barze „Miza”. Sara wszamała na pożegnanie to samo czym witała się z tym lokalem, czyli zupę serową z grzankami, natomiast na drugie danie zjadła naleśniki z jabłkami. Ja zamówiłem bryndzowe haluszki i pyzy z mięsem. No i kompty … Serowa jak za pierwszym razem – pyszna, naleśniki z jabłkami olśniewające, trzy sztuki nabite po brzegi smacznymi jabłkami pokrojonymi w kostkę. Pod koniec preparowania naleśniczki zostały obsmażone na masełku, do tego kleks z kwaśnej śmietany z cukrem. Bryndzowe haluszki to hit tych wakacji, mięciutkie i bardzo bryndzowe ;) Okraszone cebulką i kwaśną śmietaną przenosiły do innego wymiaru smaku :) Pyzy z mięsem bez żadnego zaskoczenia … pyszne i idealne w smaku. Nadszedł czas rozstania bo jak wiadomo wszystko co dobre szybko się kończy … będziemy tęsknić za tym lokalem … BARDZO ;)

“U MARYSI Lody” - ul. Rynek 35



Najlepsze lody na świecie, w stu procentach naturalne, smakujące świeżymi i pachnącymi owocami. Jest kilka punktów, gdzie można je nabyć. Dwa w Krościenku, w Szczawnicy, a nawet w Krakowie. Jednak mi najlepiej smakują te sprzedawane na rynku w Krościenku, przez okienko, gdzie władzę sprawuje starszy Pan będący sercem całej firmy. My będąc przez tydzień w Krościenku skosztowaliśmy wielu smaków … mango, malina, banan a nawet smaku ciasteczkowego. Obok wcześniej opisanego punktu znajduje się miejsce, gdzie można zamówić desery na bazie tych lodów. Sara skosztowała Banana Split, a ja pochłonołem rurkę z bitą śmietaną i sorbet pomarańczowy … Banana Split na pewno nie było oryginalną wersją tego sławnego deseru, ale przyjemną dla oka i kubków smakowych, banan, orzechy włoskie, dwie gałki lodów śmietankowych (wybitnie dobrych) a do tego rurki waflowe, prawdziwa bita śmietana i uroczy łabądź z ciasta parzonego ;) … tylko po co te kupne obrzydliwe polewy, które psują cały smak, na szczęście Sara poprosiła o deser bez tego ochydctwa. Rurka z bitą śmietaną była genialna, delikatna i chrupka, a bita śmietana jak już wspomniałem przepyszna, bo naturalna, a nie jakiś gotowiec. Sorbet kwaskowy i orzeźwiający, bo na naturalnym soku owocowym. Można usiąść i obserwować tratwy flisackie płynące Dunajcem i jednocześnie rozkoszować się tymi dobrociami … U Marysi :)

“PIOTROWSCY Cukiernia” - ul. Zdrojowa 33



Nie mogę zapomnieć o genialnej malutkiej cukierni gdzie wypieki są koszmarnie pyszne. Przez cały pobyt skosztowaliśmy wielu pyszności, czy to tortoletka z jagodami, babeczka na kruchym cieście z morelami i kruszonką, brownie a'la mufinka, ziemniaczek w orzechach laskowych, czy też rogaliki drożdżowe z serem, kakaem lub marmoladą, wszystko było absolutnie pyszne. Śniadanie w postaci pysznej karpatki dla Sary i jeszcze lepszej kremówki ( nie papieskiej, ale pysznej ) dla mnie na długo zostanie w Naszej pamięci. Ale jako prawdziwy parówkożerca nie mogę nie wspomnieć o zniewalających smakiem „hot-dog'ach”, czyli parówkach z dodatkiem świeżej papryki, musztardy i ketchupu owiniętych w ciasto półfrancuskie maślane. Nasuwa się tylko jedno słowo … DZIĘKUJEMY :)

“U ZOSI Restauracja & Pizzeria ” - ( Szczawnica ) ul. Flisacka 35 b



Wracając któregoś dnia ze szlaku kończącego się w Szczawnicy zobaczyłem wielki bilbord na ścianie budynku mówiący o restauracji, do której to niegdyś blond czuprynka Pani Gessler zawitała aby „pomóc”. Postanowiłem, że tam wrócimy i coś zjemy aby przekonać się czy aby na pewno do smacznego jedzenia potrzebna jest Pani G. Restauracja „U Zosi”, bo o niej mowa położona jest w takim miejscu, że aby nie mieć sali wypchanej konsumentami po brzegi naprawdę trzeba się bardzo starać. Miejsce docelowe spłwu tratw flisackich i duża promenada nie może skutkować brakiem konsumentów, zimą zaś może być troszkę gorzej, ale biorąc pod uwagę, że wiele knajp w tym okresie się zamyka to łatwy i szybki sposób można otrzymać monopol na konsumentów. Ale przejdźmy do meritum … Przychodzimy i ani jednego wolnego stolika, ale zresztą jak i w czterach knajpach, które spotkaliśmy po drodze. Po chwilce poszukiwań stolik zwalnia się, a Państwo, którzy jeszcze chwilkę temu przy nim spożywali swoje posiłki twierdzą, że jedzenie jest fatalne, a Pani Gessler chyba była tu niepotrzebna. Rozmawiamy chwilkę i w żaden sposób niezachęceni postanawiamy zostać i przekonać się na własnej skórze jak w tym lokalu karmią. Sara zamawia schab z pieca w aromatycznym sosie na białym winie a do tego ziemniaczki opiekane na oliwie z czosnkiem i rozmarynem, ja natomiast na początek biorę kwaśnicę z żeberkiem, a później postanowiłem uraczyć się „rarytasem”, czyli wątróbką jagnięcą z patelni z cebulką, a do tego zamawiam białą pizzę z oliwą extra vergine, solą morską i rozmarynem. Do picia bierzemy piwka lane i czekamy na jedzonko. Pojawia się kwaśnica, która okazuje się być bardzo smacznym wyborem. Następnie docierają dania główne … schab Sary jest przepyszny, mięciutki i soczysty, sos genialny i niezwykle aromatyczny, a ziemniaczki dopełniają reszty, ponieważ są świetnie zrobione, a to wbrew wszystkiemu nie takie proste ;) Wątróbka jest najlepszą jaką w życiu jadłem, genialna w swej prostocie i nie zjebana masą niepotrzebnych przypraw. Do tego biała pizza, którą bezkarnie maczałem w sosie spod wątróbeczki … aż ślinka cieknie :) Po obiedzie odpoczywamy chwilkę aby zrobić sobie miejsce na deserek, którym staje się dla Sary – tiramisu, a dla mnie jest to szarlotka na ciepło z lodami waniliowymi. Sara zjadła prawdziwie włoskie tiramisu, a ja pochłonołem przepyszną szarlotkę. Oba desery podane były z prawdziwą bitą śmietaną. No tak … ładny i czysty lokal, super muzyka, kelnerki średnie ( mam ładniejsze i zdolniejsze w pracy :) a jedzenie pyszne. Szkoda, że tak mało kuchni regionalnej jak na takie miejsce z taki tradycjami :/ Ale My Polacy kochamy kuchnię włoską, ale czemu ? Czemu nie swoją ? Wątróbkę jagnięcą, juchę, żentycę albo starego dobrego karpia ? PYTAM CZEMU ? I czy do tak pysznej prostoty była potrzebna Pani Gessler ? „ … Chyba nie! Czy ja mógłbym serce złamać? I te pe” ;)

“BIAŁY DOMEK Restauracja” - ( Sromowce Niżne ) ul. Trzech Koron 32



Podczas wypadu na rowerach wzdłuż Dunajca do słowackiej miejscowości Červený Kláštor postanowiliśmy zawitać do Sromowców Niżnych, wsi która dwa lata z rzędu przynosi mi szczęśćie podaczas Festiwalu – Smaku Pstrąga w Pieninach. Znajduje się w niej restauracja „Biały Domek” … w rzeczy samej chyba bar, a nie restauracja, ale do sedna ;) Wchodzimy, w środku czysto i miło, przy barze wisi menu, które zachęca wieloma pozycjami. Sara wybiera zupę grzybową z makaronem i żeberko pieczone z frytkami, a ja biorę juchę z grulami i żeberkiem oraz rumsztyk barani z cebulką, a do tego pieczone grule z bryndzą oraz ogórki małosolne. Zupa grzybowa była pyszna, ale jucha to mistrzostwo świata w swojej klasie, żeberko mięciutkie i dobrze doprawione smakowało Sarze mimo, że nie jest wielką fanką żeberek, na szczęście posłuchała moich dobrych rad, które były uzasadnione … już kilka razy miałem okazje jadać w tym lokalu więc wiedziałem co polecić, w innym wypadku mogłem skończyć śpiąc na kanapie ;) Rumsztyk genialny i soczysty, grule z bryndzą smaczne, a ogóreczki małosolne to poezja ;) Po zamówieniu przy barze dostaje się numerek i czeka się na wezwanie przez głośnik do odbioru swojego jedzonka, trzeba przyznać, że to rzadko spotykany sposób realizacji zamówień :) Wszystko popiliśmy pysznymi i zimnymi piwkami … i ruszyliśmy w drogę powrotną, gdyż już następnego dnia na IV Europejskich Targach Produktów Regionalnych mieliśmy spotkać dwie niesamowite firmy …

“EDI Browar” - ( Nowa Wieś koło Wschowy ) ul. Nowa Wieś 5 e



Kiedy to wraz z chłopakami ze Stowarzyszenia Małopolskich Kucharzy i Cukierników robiliśmy pokazy kulinarne w Zakopanym ( nawet na urlopie ciężko uciec od pasji ;) dostrzegłem mały browar, który wystawiał swoje piwa, mowa o Browarze „Edi”. Kiedy pokazy się skończyły udaliśmy się do miejsca gdzie „Edi” stacjonował, niestety piwka te można skosztować jedynie na miejscu, gdzie są wytwarzane lub na tego typu imprezach z produktami regionalnymi grającymi pierwsze skrzypce. Najpierw skosztowałem Wschowskiego Ciemnego, które było pyszne, a następnie Mętnego Niefiltrowanego, które okazało się specyficznym w smaku, ale zarazem bardzo orzeźwiającym. Sara na pierwszy ogień wzięła Wiśniowe, bardzo kobiece i słodkie, a następnie zakosztowała orzeźwienia w postaci Miętowego, które zaskoczyło swym smakiem nie jednego smakosza. Na deser zakupiłem Czekoladowe, które okazało się kolejnym strzałem w dziesiątkę, połączenie smaku piwa typu porter z nutą gorzkiej czekolady. Mimo, że etykietki piw tych zwłaszcza smakowych powalają :D … przedstawiają wydekoldowane dziewczyny rodem z wieśniackich potańcówek, ale nie zmienia to faktu, iż piwa te są niepasteryzowane i wolne od chemicznych ulepszaczy. Polecam wszystkim smakoszom wycieczkę do Wschowa :)

“GAWOR Wędliny” - ( Podstolice koło Wieliczki ) ul. Podstolice 163



Drugą niesamowitą firmą, którą było Nam dane spotkać jest firma Pana Szczepana Gawora, który sprawuje piecze nad produkcją tych cudownych wędlin. Kiedy już znalazłem się na stoisku Pana Gawora nie wiedziałem co zakupić, ponieważ wszystko wyglądało obłędnie smakowicie. Końcem końców padło na Kiełbasę Wiejską, Kiszkę z Podstolic, Pasztetową Wiejską i przede wszystkim Szynkę Podstolego z nogą. Oczywiście kiszkę i pasztetową musiałem skonsumować sam, ale do konsumpcji kiełbasy i szynki przyłączyła się już Sara :) Smaku tych wyrobów nie da się opisać, a szynka krojona wprost z całej nogi to jakiś orgazm dla podniebienia. Początki produkcji jak i pochodzenie nazwy sięgają XIII wieku i związane były z urzędem Podstolego, namiestnika stolnika, któremu produkty i wyroby na stoły królewskie na Wawelu dostarczali mieszkańcy Podstolic. Dlatego większość wędlin tych została już wpisana na Listę Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. I pamiętajmy, że nie wszystko złoto co się świeci … tyczy się to również wędlin ;) …

… kończąc muszę wspomnieć o ...

 “RAJEC Wody Mineralne” - ( Plzeň - Severní předměstí ) ul. Na Roudné



Jeżeli będziecie mieli okazję to wręcz proszę spróbujcie wód mineralnych z firmy „Rajec”, bogactwo smaków jakie są w ofercie powala: kasztan, brzoza, lipa, stokrotka, tymianek, mniszek lekarski. Czyli nie tylko fanta, cola i sprite. Polsko, da się !!! da !!!

piątek, 16 sierpnia 2013

"BUKOWINA TATRZAŃSKA"

 “SZYMKÓWKA Karczma” - ( Brzegi ) ul. Szymkówka 1



Nie mogę się powstrzymać aby nie opisać Wam kilku fajnych miejsc, które napotkałem na swojej drodze podczas tegorocznego urlopu w Bukowinie Tatrzańskiej. Pierwszym i najwspanialszym miejscm jest bezwątpienia Karczma "Szymkówka" na czele, której stoi genialny Szef Kuchni Andrzej Bogacz. Jest to karczma widokowa z zapierającymi dech w piersiach pejzażami, które pieszczą Nasze oczy. Widok na Tatry obejmuje obszar od Kasprowego Wierchu aż po Słowackie Tatry Wysokie. Z drugiej strony widać Pilsko i Babią Górę. Coś PIĘKNEGO !!! Obsługa genialna, wystrój piękny i klimatyczny, fajna górolsko muzyka a jedzenie mistrzowskie. Podczas Naszej pierwszej wizyty w tym miejscu Sara jadła oscypka z grilla i żurawiną podanego na chrupiącym toście na przystawkę, szaszłyka jagnięcego w sosie śliwkowym z warzywami z grilla i pieconymi ziemniakami na danie główne oraz szarlotkę domową na ciepło z gałką lodów waniliowych na deser. No cóż … prawdziwy oscypek z owczego mleka, żurawina zaprawiana domowym sposobem, genialna jagnięcina z terenów Połoniny, pyszny sos ze śliwek rosnących nieopodal, szarlotka prawdziwie domowa a nie tylko z nazwy. Ja zjadłem na przystawkę grillowaną kiełbaskę jagnięcą z tartym serem i chrupiącym tostem, na danie główne steka jagnięcego z ziemniakami pieconymi z masłem czosnkowym, a do tego zestaw surówek, deserem stał się piernik pieczony na piwie. Pyszna kiełbaska z młodych owieczek, stek to bezapelacyjne mistrzostwo świata w wykonaniu Andrzeja, a piernik zachwycał smakiem i świeżością. Uważam, że w tych rejonach pracuje wielu wybitnych Szefów Kuchni w tym na pewno Andrzej, którzy mogą rozwodzić się nad szczegółami, ja tylko zachęcam i pobieżnie opisuję napotkane lokale znajdujące się poza moja jurysdykcją ;) … Druga wizyta rozpoczęła się dla Sary od przystawki w postaci „Szymka” ,czyli omleta z kaszy jęczmiennej ze schabem w sosie grzybowym, serwowanym z kiszoną kapustą. Ja zamówiłem rydze z patelni z pieczywem. Na danie główne zamówiliśmy za porozumieniem obu stron pół kaczki pieczonej z jabłkami i żurawiną, a do tego ziemniaczki opiekane i dodatkowo dla mnie kapustę zasmażaną. Omlet to świetne zestawienie wielu smaków i kontrastów zarówno smakowych jak i konsystencyjnych, rydze genialne w swej prostocie, a kaczuszka bardzo smaczna z nutą słodyczy pochodzącej z jabłek i żurawiny. Kapusta trzymała wysoki poziom swoich poprzedników. Andrzej z całą załogą sprawia, że miejsce to pod względem smaku jest wyjątkowe co może potwierdzić certyfikat z roku 2011, który stwierdza, iż Szymkówka znalazła się na Małopolskiej Trasie Smakoszy jako Regionalna Karczma Małopolski. Już niedługo w sąsiedztwie karczmy staną domki do wynajęcia, które sprawią, że dobroci wychodzące z kuchni będą wręcz na wyciągnięcie ręki dla tych, którzy będą chcieli skosztować czegoś wyjątkowo smacznego podziwiając majestat gór …

… a już za kilka miesięcy Szef Kuchni Karczmy „Szymkówka” zawita w Nasze strony i wspólnie coś dla Was przygotujemy, będzie pysznie ;)

“BURY MIŚ Restauracja” - ul. Długa 154



Drugim lokalem, którego jestem wielkim fanem już od wielu lat jest Restauracja "Bury Miś", znajdujący się na drugim końcu Bukowiny w stosunku do Karczmy „Szymkówki”. Podczas Naszego pobytu zdążyliśmy odwiedzić go tylko raz, ale poziom jest tam od wielu lat równie wysoki. Od roku 2002 restauracja ta zyskała wielu fanów ze względu na pyszne jedzenie, jak i na znajdującą się w sąsiedztwie małą manufakturę radykalnej metamorfozy złomu. Małżeństwo prowadzące ten lokal to super ludzie, „Misiowa” sprawująca pieczę nad restauracją i „Bury”, który z każdym rokiem upiększa lokal w coraz to ciekawsze prace swojego autorstwa będące wynikiem niezwykłej metamorfozy złomu jaka zachodzi w jego pracowni. Podczas Naszej wizyty Sara skosztowała Placka Zbójnickiego, a ja na przystawkę zjadłem śledzia w śmietanie z pieczywem, a na danie główne udziec barani opiekany z masłem czosnkowym, a do tego obsmażane ziemniaki i zasmażane buraczki. Placek był pyszny i chrupiący, a sos idealnie go uzupełniał. Śledź w śmietanie był bardzo smaczny i sycący, a udziec barani przepyszny, całość dopełniał smak buraczków i ziemniaki obsmażone na złocisty kolor. Pyszne jedzenie w dużych porcjach, niepowtarzalny wystrój i oryginalna muzyka będąca mieszanką rosyjskich przyśpiewek i folku sprawiają, że człowiek chce tam wracać. Dodatkowym powodem może być fakt posiadania lanego piwa Grolsch Premium Lager, ale to fakt przemawiający tylko do smakoszy tej marki, a jest ich chyba niewielu ;) Ciekawym pomysłem jest odsłonięta w dużej mierze kuchnia na której powstają te smakołyki, natomiast minusem mogą być dosyć wysokie ceny nawet jak na te rejony :(

“GROTA Pizzeria & Caffe” - ul. Długa 65



Ostatnim miejscem zasługującym na wspomnienie o nim jest Pizzeria "Grota" znajdująca się pomiędzy Karczmą "Szymkówką" a Restauracją "Bury Miś", ciekawe miejsce z zewnątrz wyglądające jak stara, zniszczona stodoła ze średnio ładnym obejściem. Lokal znajduje się w podziemiach tegoż budynku, wystrój to mix wszelkich istniejących styli :D a czystość pozostawia troszkę do życzenia, ale wszystko nadrabiają pracujący tam niezwykle mili ludzie, a przede wszystkim niewyobrażalnie pyszna pizza !!! Zawitaliśmy w to miejsce dwa razy, za pierwszym razem Sara zjadła pizze Piemontesa: sos pomidorowy, ser, kurczak, którego wtedy zabrakło, bo była już to godzina wieczorna i można sobie to tłumaczyć faktem, iż codziennie przywożone są świeże składniki wchodzące w składy pizz … końcem końców kurczaka zastąpiła szynka ;), a do tego pieczarki, cebula i ser pleśniowy. Ja zamówiłem pizze Grota czyli sos pomidorowy, ser, boczek, mięso mielone, cebula i papryczki peperoni. Ciasto to wyżyny umiejętności, cieniutkie i zbalansowane pod względem faktury i konsystencji – MISTRZOSTWO !!! Ilość i jakość składników znajdujących się na pizzy również bez najmniejszych zarzutów. Podczas drugiej wizyty Sara na celownik wzięła pizze Originale: sos pomidorowy, ser, szynka, karczochy, oliwki i ser pleśniowy. Moim targetem stała się pizza Napolitana, jak do tej pory najlepsza pizza jaką jadłem w życiu, a w składzie znalazł się sos pomidorowy, ser, ryba wędzona, kapary, a także moja ulubiona bryndza. Zjadając małą pizze, która jest w bardzo fajnej cenie każdy wyjdzie z tamtąd pojedzony. Wszystkie pizze to bardzo mądre, a przede wszystkim ciekawe zestawienia smakowe. Mimo, że na sali jest jak jest to na kuchni panuje niebywały porządek, ponieważ udało mi się na niej znaleść, u Pań które te cudeńka tworzą, a nawet dostarczają je do stolików ;) Kuchnia po części również jest odkryta co sprawia, że można podejrzeć jak pizze są przygotowywane …

… a już wkrótce opiszę kilka lokali ( i nie tylko ) z okolic Pienin ;)