poniedziałek, 29 lipca 2013

“Coś Dobrego” - ul. Legionów 10



Wstaję rano, Sara już od godzin wczesnorannych opiekuje się rodzeństwem w Osieku, a ja obiecałem, że załatwię Jej kilka papierkowych spraw dotyczących studiów. Idąc do punktu docelowego jakim miał być budynek szkoły napadł mnie … Mały Głód ;) A że miało to miejsce w pobliżu miejsca o obiecującej nazwie „Coś Dobrego”, postanowiłem wstąpić i kupić śniadanie :) Miejsce przy ruchliwej ulicy, ale tak przygotowane i urządzone, że w ogóle się tego nieodczuwa. Baner głosił, iż w ofercie znaleść można między innymi kociołek meksykański cokolwiek miało by to być oraz nachos, burrito czy też tortille. Szybko okazało się, że kociołek i nachos gdzieś znikły, ale burrito, tortilla i kilka innych rzeczy nadal jest w ofercie. Postanowiłem wziąć na drogę tortille z tuńczykiem i hamburgera meksykańskiego. Pani w bardzo czystej kuchni co ważne bez użycia mikrofalówki (a przy użyciu grilla) przyrządziła moje „śniadanie” … szybko i sprawnie. Płacę śmieszne pieniądze jak za tak sycący posiłek i ruszam w stronę szkoły. Zaczynam od tortilli, która jest bardzo smaczna, pierwszy raz jadłem tortille z tuńczykiem, ale na pewno nie ostatni. W ładnie zwiniętej tortilli znalazłem sporo tuńczyka w sosie własnym, sałatę lodową, kukurydzę, pomidora i czerwoną cebulę. Wszystko świeże i chrupiące, sos czosnkowy był kiepski, ale na szczęście były go śladowe ilośći, więc niezaszkodził tej bardzo smacznej tortilli ;) Wszystko co dobre szybko się kończy i w tym przypadku nie było inacze,j ale przede mną był jeszcze hamburger meksykański, którego skład był dla mnie zagadką. Otwieram, a tam chrupiąca bułeczka z grilla, kupny krążek mięsa a'la paróweczka, pomidor, sałata lodowa, dużo prażonej cebulki, ketchup, sos do hamburgerów, ale podzielił on los sosu czosnkowego z tortilli i było go bardzo mało (na szczęście !!!). Po pierwszym kęsie wiedziałem skąd nazwa tego hamburgera :) W środku znajdowała się zawrotna ilość papryczek Jalapeño, ale to świetnie, ponieważ jestem ich wielkim fanem. Hamburgera polecam po ciężkiej, mocno zakrapianej nocy, postawi na nogi jak mało co … Gwarantuję ;) Śniadanie było fajne i smaczne, załatwiłem co miałem załatwić, pojechałem do Sary, a po powrocie kontynuowaliśmy smakowanie piwowarskich (i nie tylko) specjałów ;) Sara sięgła po Piwo Lawendowe Bezchmielowe czyli Gruit Kopernikowski. Piwo warzone z dodatkiem lawendy, jałowca i piołunu, specyficzny smak zawdzięcza metodzie górnej fermentacji. Piękny żółty kolor z naturalnym osadem a do tego genialny smak, nic dodać, nic ująć … gdy pomysł na piwo spotyka się historią ! Ja postanowiłem spróbować czegoś niezwykle naturalnego a mianowicie cydru a w tym wypadku mowa o czymś noszącym nazwę - Psarski Cider Niepasteryzowany. Smaczny i orzeźwiający przefermentowany sok z dojrzałych jabłek. Niejestem wielkim fanem cydru, ale ten był naprawdę dobry i godny polecenia.

Kolejny post przygotuję dla Was po powrocie z urlopu ;) Pozdrówka :)

“ANTALYA” -  ul. Mayzla 5



Biorąc pod uwagę, że nie cierpię na nadwyżkę czasu, dziś ciąg dalszy z serii „dla tych co lubią szybko i tanio”, czyli szlakiem oświęcimskich barów fast-food. Późnym popołudniem, kiedy to właśnie kończyłem zajęcia z dziećmi, na których głównym bohaterem była sałatka owocowa z bitą śmietaną i winegretem miętowym. Trzeba zaznaczyć, iż dzieciaki opanowały jej robienie w sposób perfekcyjny, co kosztowało mnie troszkę cierpliwości, ale było warto. Po wszystkim postanowiliśmy wstąpić do miejsca o egzotycznej nazwie „Antalya”. Miejsce, gdzie daniem wiodącym jest mięso piekące się na pionowym ruszcie. Wchodzimy i zero zaskoczenia ;) Ciepło jak w piekle :) Wybór nawet duży, więc zaczynamy lekturę, która wisi nad barem. Sara decyduje się na zapiekankę z mięsem, a ja na podwójnego cheeseburgera. Do domu chcemy wziąć pizze Wezyr, ale za sprawą pradawnej magii jak i samego Wezyra, ser Camembert, który jest głównym składnikiem pizzy znika z zaplecza kuchennego lokalu i musimy wybierać dalej. Wybieramy pizze Ukryty Skarb, jednak nie tylko skarb się ukrył...ukryły się również krewetki będące głównym składnikiem tej pizzy, więc jak mówi powiedzenie, do trzech razy sztuka … Trzecią z kolei pizzą, którą wybieramy jest pizza o nazwie brzmiącej jak nazwa samego lokalu. Strzał w dziesiątkę ! Wszystkie składniki do niej są na kuchni, ale pewnie dlatego, że jest ich dosyć niewiele, w końcu to tylko sos pomidorowy, ser, mięso i sos czosnkowy. Wybieramy jej dużą wersję, ponieważ cały dzień nic nie jadłem prócz sałatki owocowej, którą ciężko mam nazwać posiłkiem ;) Płacę bardzo sympatyczny dla portfela rachunek i wychodzimy na pole, bo oczekiwanie w lokalu ze względu na temperaturę nie wchodzi w grę. Trzeba przyznać, że w lokalu jest nawet czysto, a stanowisko do robienia pizzy, które znajduję się w otwartej kuchni to fajny pomysł. Amatorzy robienia pizzy mogą coś podpatrzeć, a reszta może podziwiać „mistrza” w akcji (tego typu kuchnie to genialny pomysł, a i niemała atrakcja dla konsumentów) Dwie rzeczy przykuły moją uwagę, pierwsza to genialny żyrandol wiszący w lokalu, który charakterem mocno osadzony jest w klimatach jednej z moich ulubionych Restauracji, a mowa o „Burym Misiu”, którego znaleść można w Bukowinie Tatrzańskiej. A druga to kanał telewizyjny emitujący relacje z koncertu zespołów Disco Polo. Disco Polo ? Czemu? :D Po chwilce oczekiwania otrzymujemy nasze zamówienie i ruszamy w stronę domu. Po drodze okazuję się, że zapiekanka Sary jest całkiem przyzwoita, bułka lekko chrupiąca, przesmażone pieczarki, ser żółty, ketchup oraz mięso wieprzowe ze wspomnianego wcześniej rusztu, które jest smaczne i nie przesuszone. No cóż … zapiekanka jak zapiekanka, jadłem gorsze, ale i lepsze też. Mój cheeseburger to też zero zaskoczenia, smaczna, lekko chrupiąca bułka, dwa kupne krążki mięsa, które pewnie strukturą zbliżone są do parówek więc nie mogę powiedzieć, że mi to przeszkadza, sami wiecie dlaczego ;) Do tego sałata masłowa, którą w tego typu daniach uwielbiam, ser żółty, pomidor, cebula i ketchup. Ten burger jest bardzo podobny do zapiekanki … jadłem gorsze, ale i lepsze. W domu natomiast okazuję się, że pizza jest o wiele lepsza niż zapiekanka i burger, ciasto jest genialne pod warunkiem, iż ktoś lubi pizze na puszystym cieście. Wyważona ilość dodatków sprawiła, że pizza wyglądała imponująco. Mięso na niej to to samo, które Sara miała na zapiekance więc nic więcej o nim już powiedzieć nie mogę niż … smaczne i nieprzesuszone. Rozmiar jej jak na „duży” był „nie za duży” ;) Na szczególną uwagę zasługuje sos czosnkowy, który naprawdę był super mimo, iż wielu osobą wydaje się, że zrobienie go to nic trudnego. Ten mimo, że był „ciężki” był jednym z lepszych jakie jadłem. Po chwili przemyślenia można spokojnie powiedzieć, iż pizze mają naprawdę dobrą, reszta to dania typu fast-food bez żadnego elementu zaskoczenia, sycące i nawet nie złe. Tą smaczną pizze popiliśmy czymś bardzo dobrym a mianowicie … piwem ;) Sara sięgła po Piwo Łebskie Original – jasne, lekko pasteryzowane (to tak jak by powiedzieć, że narkoman tylko troszkę dał w żyłę ;) Piwko to przywiezione zostało przez Mamę Sary z Łeby w celu zdegustowania i opisania na tym tak uwielbianym przez Was blogu ;) Piwo warzone z dodatkiem chmielu, lekko goryczkowe, pochodzące z Browaru Witnica, niepowala oryginalnością, ale jest nie złe i wywarzone w smaku. Mnie natomiast spotkał Белый Мeдвeдь, genialne piwo, przyjemnie słodowe z prawie nie wyczuwalnym alkoholem, mimo iż zawartośc jego wynosi 4,8 %. Browar EFES Rosja zrobił kawał dobrej roboty, za którą każdy piwosz powinien podziękować ! Polecam, bo warto ! Jak się okazało ciąg dalszy czekał mnie rano …

czwartek, 18 lipca 2013

“POZIOMKA” - ul. Śniadeckiego 67  



Po dłuższej przerwie spowodowanej natłokiem obowiązków związanych z wygrywaniem kolejnych konkursów wracam do pisania ;) Pierwszym lokalem, który odwiedziliśmy po tej przerwie była „Poziomka”. Środa popołudniu, a My głodni idziemy do lokalu, który kiedy byłem dzieckiem kojarzył mi się tylko i wyłącznie z deserami, a zwłaszcza galaretką owocową i kremem sułtańskim, które miały tam niepowtarzalny smak. „Poziomka” teraz jest chyba małą restauracyjką z dziwną formą osługi kelnerskiej. Ale od początku … Wchodzimy i siadamy w środku, bo ogródki które znajdują się tuż przy chodnikach lub deptakach nie są moimi ulubionymi miejscami do spożywania posiłków. Jakoś nie lubię jak ktoś śledzi każde moje posunięcie nożem z bliskiej odległości ;) Siedzimy i siedzimy, ale Pani kelnerka w fafuśnych trampeczkach jest zajęta i w końcu sam biorę karty menu aby odciążyć ją z jej obowiązków. Karty menu przeszły w swojej fizyczności już troszkę, ale nie są najgorsze. A ich zawartość ? No cóż … trochę włoch, dań typu fast food, deserów, pizz, błędów merytorycznych i niejasności, dla każdego coś dobrego ;) Po dokonaniu wyboru udaję się do baru aby złożyć zamówienie. Dla siebie biorę Danie Szefa czyli kotlet schabowy, placki ziemniaczane i kapusta zasmażana, a dla Sary upatrzonego kurczaka w sosie śmietankowo-grzybowym z makaronem, ale że zboczenie zawodowe nakazuje mi zapytać czy te grzyby to pieczarki i przede wszystkim co to za rodzaj makaronu, to też czynię to. Grzyby tak jak się domyślałem są w istocie pieczarkami, a makaron to cytując Panią kucharkę, która momentami pełniła również funkcję kelnerki „to takie węższe tagliatelle, ale nie tagliatelle”. Nie do końca usatysfakcjonowany tą odpowiedzią wracam na miejsce zamawiając jeszcze wcześniej dwa Żywce z sokiem. Po chwili dostajemy piwka, które są świeże i dobrze nasycone bąbelkami, niestety brak podkładek skutkuje tym, że po pewnym czasie nasz stolik jest pięknie zroszony wodą z kufli, a wszystko wygląda średnio estetycznie :( W trakcie oczekiwania na posiłki dokładnie rzuciłem okiem na cały lokal i ze spokojnym sumieniem mogę stwierdzić ,iż to najlepiej zagospodarowana mała powierzchnia użytkowa jaką w życiu widziałem i dodatkowo jest bardzo czysto. Wystrój bardzo ładny i przytulny, estetyczne serwetniki co staje się powoli produktem deficytowym w lokalach gastronomicznych, super wygodne loże i obłędnie urocze lampy !!! :) Witryna do lodów troszeczkę zaburza urok lokalu, jednak wiadomo że biznes jest biznes i czasami zysk przysłania poczucie estetyzmu właściciela ;) Od czasu do czasu Pani kucharka przebiega w japoneczkach i hawajskich krótkich spodenkach, co idealnie dopełnia uroku witryny do lodów. Tworzą duet rodem z karaibskich krajów :D Koniec żartów, wracamy do sedna. Po pewnym czasie Pani kelnerka powiadamia Nas w imieniu Pani kucharki, że to „nie do końca tagliatelle” w rzeczy samej okazuję się makaronem typu farfalle czyli kokardkami … też fajnie ;) Najpierw obiadek dostaje Sara, makaron odpowiednio ugotowany, filet z kurczaka pokrojony w kosteczkę, troszeczkę bez wyrazu, ale nie przesuszony i smaczny, a sos delikatny z ładnymi pieczarkami pokrojonymi w plasterki tworzyły bardzo smaczną kompozycję, którą pomimo pozorów można w bardzo prosty sposób brzydko mówiąc zjebać. Danie podane w miseczce, oprószone parmezanem i posiekaną natką pietruszki, z główką bazyli na środku prezentowało się bardzo ładnie. Po chwili dostaję Danie Szefa … Kurwa, wbiło mnie w loże. Genialne połączenie prostych elementów. Pyszny i chrupiący placek ziemniaczany, na nim ładny schabowy usmażony na patelni, na schabowym drugi placek ziemniaczany, a na nim przepyszna kapusta zasmażana zrobiona na boczku i jasnej zasmażce z koperkiem. Jedno z lepszych dań jakie jadłem, niby standardowe elementy, ale w połączeniu ze sobą stworzyły coś pysznego, a i sposób podania a'la placek po węgiersku był bardzo trafionym pomysłem. Zjadamy i czekamy, aż zrobi się nam troszeczkę miejsca na jakiś deser ;) Oczywiście moje dobre serce bierze górę i odnoszę brudne talerze, bo Pani kelnerka znów jest „zajęta”. Przy bardzo fajnej muzyce, która momentami jest lekko swingowa a czasami wręcz romantyczna, ale najważniejsze, że towarzyszy Nam przez cały czas, wybieramy desery. Sara bierze Deser Jabłkowy czyli lody śmietankowe, szarlotka, bita śmietana i cynamon, a ja … Hot Dog'a Wiosennego ;) Popijamy piwka i czekamy na desery, które zjawiają się bardzo szybko. O ile mój hot dog to miłe zaskoczenie, bułka z pieca, lekko chrupiąca, w środku surówka z kapusty pekińskiej, zielonego ogórka, świeżej papryki, kukurydzy konserwowej i dużej ilości świeżego koperku, wszystko połączone lekkim dressingiem, a na górze ketchup i majonez (bo pyszna, soczysta i powalająca smakiem parówka to oczywistość) :D … To deser Sary na pierwszy rzut oka to jedna wielka kupa bitej śmietany na szczęście nie tej w sprayu. Bita śmietana lekko polana kupnym sosem czekoladowym, a pod jej grubą warstwą znajdowała się gałka lodów śmietankowych i kawałek szarotki, która tak samo jak i lody była dość smaczna, ale niestety namoczona bitą śmietaną. Deser po kilku minutach wyglądał jak zupa szarlotkowa, pytam skąd tak głupi pomysł na podanie szarlotki ? Zjadamy, tradycji staje się za dość i znów odnoszę talerze (dodać należy jedncześnie, iż zastawa na których serwowane jest jedzonko jest bardzo ładna ;) Prosimy o rachunek, do którego jeszcze dochodzi pizza stanowiąca Naszą kolację ;) Pizza Peperoni, bo o niej mowa jak można się domyślić jest z papryczkami o tej samej nazwie, a do tego salami i cebula. Oczekiwanie na rachunek skutkuje dowiedzeniem się, że ubikacja jest czysta i ładna. A i sam rachunek jest bardzo przyzwoity jak za taką ilość jedzenia. Dostajemy pizze i wychodzimy w trójkę zmierzając w stronę domu, w którym to okazuje się, że nasza kolacja to strzał w dziesiątkę :) Pyszne ciasto, odpowiednia ilość dodatków tworzy prawie idealną pizze, która niestety znika bardzo szybko ;) Ogólnie ? Fajny lokal, gdzie jedne dania zaskakują genialnym smakiem i formą podania, a inne każą myśleć, że Pani kucharka cierpi na chwilowe utraty wzroku ;)

niedziela, 14 lipca 2013

 Piąty raz z rzędu na podium podczas półfinału Małopolskiego Festiwalu Smaku !!!

Teraz czeka na Nas finał !!!

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=pTthYoG2NAY