“BUBBLE STATION” - ul. Rynek Główny 16
Po tak długiej przerwie
wracam z wielkim hukiem. Na pierwszy ogień idzie nowo otwarty lokal w
Oświęcimiu, mieście o którym miałem nie pisać, bo jak już wiemy nie ma w sumie
o czym, ale to miejsce jest tak wyjątkowe, że musiałem ! Mowa o Bubble Station,
lokalu w którym tematem przewodnim jest tajwańska Bubble Tea. Zachęceni
kolorowym wejściem, postanowiliśmy skorzystać z usług tego lokalu, stajemy
przed wielką tablicą wiszącą w środku, na której znajdują się bazy napojów, a
także smaki, które można dobrowolnie łączyć, stoimy, stoimy, stoimy … wybór
jest ogromny, a napoje robione są na bazie zielonej, czerwonej i czarnej
herbaty, na jogurcie, czekoladzie, a nawet na kawie. Zdecydować się na
konkretną kompozycję z tylu dostępnych smaków jest niezwykle trudno, na
szczęście Pani stojąca za ladą służy profesjonalnymi poradami w temacie
łączenia smaków i dodatków, a mianowicie kulek żelowych “popping boba” z
naturalnym sokiem owocowym lub żelek “topping” ze sfermentowanego mleka
kokosowego o różnych smakach. Po chwili rozmowy, która zaowocowała kilkoma
dobrymi radami wiemy już, że Sara będzie piła czerwoną herbatę z hibiskusem i
granatem, a do tego kulki żelowe o smaku liczi, natomiast ja wypiję zieloną
herbatę z czerwoną gujawą i winogronem, a do tego kuleczki żelowe o smaku
mango. Obie herbaty bierzemy w opcji na ciepło, ale oczywiście istnieje też
opcja bardziej orzeźwiająca, czyli na zimno. Niestety aura nie sprzyjała,
dlatego Nasz wybór jest taki a nie inny :) Po chwili oczekiwania i zapłaceniu
niewielkiego rachunku dostajemy swoje herbatki, które powalają smakiem i
eksplozją świeżości. Siadamy na hokerach i popijamy, a jedyna rzecz jakiej nam
brakuje to stoliczek, na którym można by postawić te cudowne napoje. Wystrój
jest prosty, łączy w sobie biel i jaskrawe odcienie zieleni, żółci i czerwieni.
Popijając herbaty dowiadujemy się z rozmowy, iż w planach jest poszerzenie
asortymentu dodatków o tapiokę, więc nowych pomysłów nie brakuje, a to się
bardzo liczy ! A więc … bardzo ciekawe miejsce na tak mało ciekawym pod
względem herbaciano - kawiarnianym miejscu jakim jest nasz rynek !!! Polecam :)
“RESTAURACJA MOLO” ( Osiek koło Oświęcimia ) ul. Główna 231 a
Kolejnym miejscem, o którym
chcę Wam opowiedzieć jest lokal usytuowany pośrodku niczego, a mianowicie w
Osieku. Jedziemy widzimy dom, stary dom, dom bez dachu, traktor, konia,
drugiego konia, a tu nagle wielki i bardzo estetyczny obiekt - Restauracja
Molo. Dziś wyjątkowo lokal nawiedzamy dużą ekipą, oprócz mnie i Sary, jest
Krystian na co dzień mój zastępca wraz ze swoją dziewczyną, a los chce, że też z
Sarą :) oraz Adam z Diabelskiej Karczmy wraz z żoną Julitą i córeczką Mają.
Skupię się dziś na jedzeniu bo wystrój, obsługa i czystość lokalu jest
nienaganna i na tak wysokim poziomie że grzechem było by komentowanie tych
aspektów !!! Dostajemy karty i zaczynamy wybierać. Menu jest krótkie i zwięzłe,
ale każdy znajdzie coś dla siebie. Sara wybiera Gulasz „MOLO” podany z plackami
ziemniaczanymi, a ja na początek biorę wątróbkę drobiową podaną na
karmelizowanych jabłkach z chipsami ziemniaczanymi oraz aksamitny krem
czosnkowo - ziołowy z grzankami i wędzonym serem górskim. Do picia standardowo
mały, lany Żywiec z sokiem malinowym dla Sary i duży, lany Żywiec dla mnie. Po
dość przyzwoitym czasie oczekiwania dostajemy swoje posiłki podane w
odpowiedniej kolejności i zaczynamy pałaszować. I tak … wątróbka drobiowa jest
wysmażona idealnie, a do tego chrupiące chipsy ziemniaczane i karmelizowane
jabłka, które mimo obróbki cieplej zachowały odpowiednią jędrność i nie są za
słodkie. Porcja jest odpowiedniej wielkości, prezentacja na talerzu jest ładna
tylko, że wątróbka jest podana na chipsach ziemniaczanych z karmelizowanymi
jabłkami, a nie na odwrót jak pisze w menu. Krem jest zrównoważony w
smaku i bardzo aksamitny, czyli tym razem rzeczywistość nie mija się z tym co
pisze w menu :) do tego grzanki domowej roboty i tarty wędzony ser, jedynie
porcja mogłaby być odrobinę większa, z drugiej strony to zupa krem, więc
gramatura jest odpowiednia. Placki ziemniaczane Sary są chrupiące i idealnie
doprawione, a sos lekki z kawałkami miękkiego mięsa wieprzowego, do tego kleks
z kwaśnej śmietany, który dopełniał całości, jedynie ogórek kiszony, który
wyglądał jak pokrojony siekierą troszkę szpecił to bardzo smaczne danie. Po
chwilce odpoczynku, zamówieniu następnej kolejki napojów chłodzących ;) i
jeszcze jednej chwilce odpoczynku Sara zamawia czekoladowy fondant podany z
sorbetem z owoców leśnych, a ja biorę duszone policzki wołowe podane na
kapuście włoskiej z boczkiem, puree ziemniaczanym i sosem demi glace. Dania zjawiają
się jak ich poprzednicy nawet szybko i też trzymają wysoki poziom. Policzki są
wyśmienite w smaku i mają obłędną konsystencję, demi glace jest bardzo
esencjonalny, ale mogło by być go trochę więcej i mógłby być podany w osobnej
sosjerce co nie zmienia faktu, że jest pyszny. Kapusta jest delikatna i
idealnie komponuje się z puree ziemniaczanym co tworzy bardzo smaczne danie.
Fondant, który zamówiła Sara jest strzałem w dziesiątkę, delikatne ciasto z
zewnątrz i płynny środek w połączeniu z czekoladą wysokiej jakości tworzy
niezwykły deser, dodatkiem jest sorbet z owoców leśnych, lekko kwaskowy co
balansuje dekoracja z mlecznej czekolady i suszonej żurawiny, na koniec
odrobina bitej śmietany, takiej prawdziwej nie ze spray'u i mamy na talerzu
deser wręcz idealny. Adam zamówił tak jak ja wątróbkę i miał o niej podobne
zdanie, natomiast daniem głównym dla Adama było spaghetti z polędwicą wołową
podane z grzybami i szparagami w kremowym sosie śmietanowym … a pusty talerz po
posiłku był chyba najlepszą opinią dla tego dania ;) Krystian natomiast napisał
kilka słów:
"Sara zamówiła sobie do picia oczywiście jej ulubiony czajniczek z herbatą o
smaku „sweet berries”, która nawet gdy stanie się zimna nie traci swojego
aromatu i smaku, a ja oczywiście poprosiłem o moją dawkę energii w postaci
małego espresso. Z racji, że nie jada dużo to jako danie zamówiła sobie tylko
domowe pierogi z farszem z dziczyzny z masełkiem borowikowym ! Ja natomiast
zacząłem od przystawki, która swoją nazwą Śledź „MOLO” … podany na carpaccio z
aromatyzowanych buraków, sosem tatarskim i grzanką … daje do myślenia. Jako
danie główne zamówiłem to co Adam, czyli spaghetti z polędwicą wołową podane z
grzybami i szparagami w kremowym sosie śmietanowym i oczywiście dużego, lanego
Żywca :) Kelner po sukcesywnym zanotowaniu naszego zamówienia grzecznie
podziękował i odszedł. Niedługo otrzymaliśmy nasze napoje, a po chwili
„dopłyną” do mnie mój śledzik. Był podany na naprawdę chrupiących grzankach
wraz z sosem tatarskim … liczyłem, że pojawi się w nim jakiś specyficzny
składnik, który odmieni smak tego sosu … ale i tak był pyszny ;) Śledzik był
zwinięty w warkocz i został podany na aromatycznym carpaccio z buraka. Wszystko
to zostało udekorowane krążkami z czerwonej cebuli, rukolą oraz gałązką
tymianku. Wszystko ładnie do siebie pasowało, aczkolwiek nie zrobiło na mnie
jakiegoś większego wrażenia. Na szczęście zostało mi to wynagrodzone daniem
głównym. Już sam zapach dobiegający z mojego talerza był wyśmienity, więc nie
zastanawiając się ani chwili chwyciłem za sztućce i zacząłem jeść. Polędwica
okazała się być perfekcyjnie delikatna i rozpływała się w ustach, więc graba
dla kucharza. Sos był bardzo aksamitny i intensywny w smaku, a sam makaron
ugotowany naprawdę al dente. Wszystkie te smaki idealnie do siebie pasowały i w
tym połączeniu tworzyły naprawdę dobre danie, więc serdecznie polecam ! :D
Natomiast moja dziewczyna Sara zbyt dużo mi o swoim daniu nie powiedziała tylko
tyle, że „jest dobre” ;) Kątem oka zauważyłem, że ciasto pierogowe było bardzo
cienkie, a z farszu dobiegał bardzo przyjemny zapach. Z racji, że porcja nie
była mała jak na moją Ukochaną, nie zjadła wszystkiego i zostawiła jednego
pieroga na talerzu. Już podawała talerz kelnerowi, gdy nagle Sebastian
grzecznie zaproponował jej ,że z chęcią skonsumuje jej pieroga :) Więc może o
pierogach więcej opowie wam Sebastian. Na deser zamówiliśmy sobie wspólnie z
Sarą czekoladowy fondant podany z sorbetem z owoców leśnych, czyli to samo co
narzeczona Sebastiana … paradoksalnie również Sara :D … czasem się gubimy :D A
wracając do fondanta powiem tylko tyle, że był perfekcyjny, a więcej na pewno o
nim już napisał Sebastian. Całe cztery godziny spędzone w restauracji upłynęły
pod wielkim znakiem “śmiechu” i w miłej atmosferze. Lokal godny polecenia, ceny
są przyzwoite, a wielkość posiłków adekwatna jak na takie ceny".
Jak wspomniał Krystian, pieróg jego Sary był bardzo smaczny :D … delikatne
ciasto, genialnie przyprawiony farsz i niezwykle aromatyczne masełko
borowikowe. Smaczne danie, ale jak by je tak potraktować dymem sosnowym ? Hmmmm
? ;) To był bardzo udany wieczór, a na Molo na pewno wrócimy niebawem, ponieważ
jest to miejsce gdzie pyszne jedzenie idzie w parze z miłą atmosferą i dobrą
ceną. Pierwszy raz mogę z pewną odpowiedzialnością stwierdzić, że Osiek
wreszcie mi czymś zaimponował ;) A teraz ruszamy do … szczegóły wkrótce ;)
P.S. - “TEATRALNA” - ul. Śniadeckiego 39
- będziemy pamiętać [*] :(