“RAPSODIA” - ul. Śniadeckiego 22
A teraz przeczytacie o książkowym przykładzie jak zwykłe „Napędy do tacek” mogą położyć bardzo fajne miejsce jakim jest … „Rapsodia”. To był bardzo ładny i słoneczny dzień, więc postanowiliśmy wyjść na jakieś dobre lody. Z dzieciństwa pamiętam ogromne kolejki ludzi, które zawsze stały pod Rapsodią i oczekiwały na zwolnienie się jakiegokolwiek miejsca w środku. Postanowiłem sprawdzić, dlaczego to już przeszłość, i dlaczego teraz te kolejki stoją pod innymi lokalami. Wchodzimy, siadamy i czekamy na Panią kelnerkę, czekamy, czekamy … piętnaście minut później również czekamy. Postanowiłem iść po karty sam, a tam cztery Panie w najlepsze pochłonięte rozmową stoją i się śmieją aż mi głupio, że im kurwa przeszkodziłem. Siadamy i wybieramy, na początek jakąś pizze i coś do picia. Jak się okazuje pozycji pizz jest wiele, ale różnią się jedynie nazwami i zazwyczaj jednym, w porywach dwoma składnikami. Poza całą masą deserów, pizz i wszelakiego rodzaju napojów, w menu jest kilka rodzajów naleśników i sałatek.W końcu ze względu na moją obsesję wybieramy dużą pizze Viennese, na której prócz sosu pomidorowego i sera jest szynka oraz moja ulubiona, pyszna i smaczna … parówka ;) Ja jako dodatek na jednej połówce biorę kiszoną kapustę. Do picia sok porzeczkowy dla Sary i Pepsi z dużą ilością lodu dla mnie. O dziwo zjawia się Pani, która jeszcze przed chwilką była taka „zajęta”. Zamawiamy ... napoje pojawiają się szybko, ale chwilka … zamówiłem Pepsi z dużą ilością lodu, a nie lód z mniejszą zawartośćią Pepsi. Pani siedząca obok również zamówiła Pepsi i dostała w tej samej szklance co ja, mimo że u mnie ilość lodu stanowiła prawie połowę pojemności szklanki. Nie skomentowałem tego, ponieważ uważam, że to na tyle słabe zachowanie, że kurwa szkoda słów. Pewnie nie mają większych szklanek, do których z powodzeniem można wlać Pepsi o pojemności dwustu piędziesięciu mililitrów i zasypać ją lodem. Przychodzi pizza razem z Panią obsługującą. No cóż, jeżeli to jest duża pizza to małą serwuje się tam chyba na podstawkach pod filiżanki. Jest może wbrew temu co pisze w menu mała, ale ciasto jest bardzo smaczne. Dodatków mogło by być więcej, bo jest ich bardzo, bardzo mało. Plusem było niewątpliwie podanie noży do pizzy, a także suszonego oregano i ostrej oliwy jako dodatków. Jedząc stwierdzamy, iż wszechobecne sztuczne kwiaty o dziwo są w dobrym guście, a układ lóż pozwala każdemu z gości na odrobinę prywatności. Taras, ogródek czy jak by nie nazwać miejsca, które znajduję się przed lokalem, jest miejscem ładnym i ciekawym wizualnie, ale zarazem też takim, które nie pozwala na prywatność za pośrednictwem ludzi przechodzących tuż obok i zaglądających w talerze gości. Wspomniane wcześniej loże są wiekowe i troszkę to niestety po nich widać jednak z drugiej strony sądzę, że przy niewielkim nakładzie finansowym można by nadać temu lokalowi fantastyczny urok lat czterdzistych, dwudziestego wieku w stylu Pin-up, a tak mamy na chwilę obecną lokal, który z racji wielu, wielu lat istnienia stał się oldschoolowy, ale w średnim stylu. No cóż … zjadamy tą zakąske w postaci bardzo smacznej pizzy, a po dłuższej chwili doczekujemy się nawet obsługi, która zabrała brudne talerze. Zaczynamy wybierać deser. Jest ich jak już pisałem wiele, wiele i jeszcze raz … o wiele za dużo ! Niektóre nie różnią się od siebie prawie niczym, tak samo jak w wypadku pizz. A że karty menu są dwie, jedna stara, jedna widać, że nowa, pozycje się powtarzają w obu kartach, niektóre desery w ogóle nie są opisane tylko wycenione, a jak się tu czegoś o nich dowiedzieć kiedy obsługi kelnerskiej brak. Ani jednej na tyle ciekawej pozycji, która mogłaby uchodzić za firmową i niepowtarzalną, dostępną tylko tu … Końcem końców idzie jebla dostać zanim człowiek coś wybierze … Koszmar !!! A do tego ze stolika obok już od jakiś trzydziestu minut patrzą się na Nas brudne pucharki, których nie ma kto pozbierać. Ale w końcu, obserwowani przez Naszych nowych szklanych przyjaciół wybieramy, dla Sary Tiramisu, a ja biorę deser, przy którym nie widnieje żaden opis prócz nazwy … Flipper. Czekamy na Panią, z którą ostatnio przyszła pizza, ale po około dwudziestu minutach rezygnuję z czekania i z pianą toczącą się mi z pyska idę do baru, gdzie zastaję ją w podobnych okolicznościach jak za pierwszym razem. Zamawiam i wracam, bo jeszcze chwila i mógłbym powiedzieć o słowo za dużo … To już kurwa przesada. Na szczęście bardzo miła muzyka przez cały czas próbuje zatuszować nie wiem czy to głupotę czy bezszczelność tej Pani. Przychodzą desery, niestety z tą Panią. Co się okazuje … Tiramisu jest przepyszne, jedno z lepszych jakie jadłem. Na bazie serka mascarpone, biszkoptów nasączonych mocnym naparem kawowym, wszystko podane w pucharku i posypane obficie kakao. Brakowało jedynie dobrego Amaretto !
A mój Flipper to sok grapefruitowy o konsystencji czegoś na pograniczu sorbetu a silnie zmrożonej cieczy, na górze widnieje bita śmietana z syfonu, a nie na szczęcie ta ze sprayu. Na wierzchu sos cyrynowy niestety kupny. Cały urok Flippera polegał na tym, iż mimo że nienawidzę soku grapefruitowego to w tym wypadku stopień zmrożenia był tak duży, że zabił gorycz, której tak nienawidzę w grapefruitach. Prosty, smaczny i orzeźwiający. Zjedliśmy, skorzystaliśmy z ubikacji (zarówno damska jak i męska była czysta i przyzwoita), Nasi szklani przyjaciele zniknęli, ale w zamian pojawili się nowi, Ci przy Naszym stoliku, a że przez kolejne dwadzieścia minut rozmowa z nimi Nam się nie kleiła po raz kolejny, ale na szczęscie ostatni już poszedłem do Pani aby zapłacić. Ceny w stosunku do przede wszystkim ilości jedzenia serwowanego są dosłownie, w niektórych przypadkach kosmiczne. Nie wiem czy to kwestia bycia skąpym, głupim czy obojętnym, ale jak można z tak obleganego miejsca zrobić miejsce, gdzie obsługują tacy ludzie, a co gorsza podają bardzo smaczne jedzenie, jedzenie którego nie są nawet godni nosić. Szkoda, będzie mi brakowało tego pysznego tiramisu … i połączenia parówek oraz kapusty kiszonej na tym pysznym cieście ;)