czwartek, 23 maja 2013

“INKA Bar Mleczny” - ul. Sobieskiego 2



Znalazłem się chyba w raju :D … Ozorki wołowe w sosie musztardowo – chrzanowym, marchewka duszona z zielonym groszkiem i kompocik, tak wygląda raj :D A było to tak … Czwartek, pora obiadowa, a Nas dopadł mały głód. Tak bestia męczyła, że postanowiliśmy pójść do jedynego w Oświęcimu … Baru Mlecznego. „Inka”, bo o niej, mowa istnieje tak długo, że najstarsi górole nie pamiętają. A że bliżej Nam do Inki niż do sklepu po Danio, wyruszyliśmy do niepowtarzalnego miejsca, gdzie można jeszcze usłyszeć od Pani bufetowej - „leniwe raz i kompot”.Widniejące menu na ścianie przyciąga wieloma ciekawymi propozycjami. Mnie zachęcił barszczyk ukraiński na pierwsze danie, a na drugie ozór wołowy w sosie musztardowo-chrzanowym, którego nie jadłem ze sto lat, a do tego marchewka duszona z zielonym groszkiem, a Sare kluski na parze z sosem waniliowym. Bierzemy kompociki i siadamy, ale tylko na dosłownie dwie sekundki, bo Nasze zamówienie już jest. Jedzonko jest super, barszczyk bardzo smaczny tylko koloru można by się czepić, ale pamiętajmy, że to bar mleczny, ozór rozpływa się w ustach, a sos jest pyszny, po prostu pyszny. Świeże ziemniaki z wody, które w karcie ma może kilka restauracji w Oświęcimiu oraz do tego duszona marchewka z zielonym groszkiem, która przywodzi na myśl smaki dzieciństwa i co najważnejsze jest smaczna. Kluski na parze jak u Babci, sprężyste oraz miękkie z delikatnym sosem waniliowym bardzo smakowały Sarze, a że były cztery duże sztuki na porcję to także ja się załapałem na jedną :D Wyskość rachunku za to co zjedliśmy okazuję się po prostu śmiesznie niska. A że wiedzieliśmy, iż kolacji też nie będzie Nam się chciało robić, to na wynos wzieliśmy racuchy z kawałkami jabłek dla mie i naleśniki z serem dla Sary. Specjały na wynos okazały się równie dobre co reszta, naleśniki bardzo fajne (serka trochę mało ;), ale racuchy drożdżowe to po prostu rewelacja, wyrośnięte, pulchne i pięknie pachnące. To była wizyta z bardzo dużym przymróżeniem oka, ale zarazem pewnego rodzaju wskazówką dla innych restauracji … gotujcie to co potraficie najlepiej, a nie to co nakazują trendy i pamiętajcie żeby gotować dla innych tak, jak byście gotowali dla siebie i swoich bliskich … z sercem.

Ciekawe gdzie teraz ? Sam nie wiem ...





środa, 15 maja 2013

“TAWERNA Pizza & Pasta” - ul. Olszewskiego 46 b



To była wizyta wielu kontrastów ... sprzecznych odczuć i wrażeń. Dosyć pochmurne i deszczowe, późne środowe popołudnie, postanowiliśmy spędzić w Restauracji Tawerna – Pizza & Pasta. Pierwsza rzecz jaka się rzucała w oczy, gdy tylko dotarliśmy na miejsce to nie zwykły urok tego obiektu, atmosfera małej włoskiej restauracyjki w połączeniu z nowoczesnym design daje bardzo miłe dla oka połącznie. Bardzo ładny wystrój, wszędzie panujący porządek oraz czystość zachęcają do wejścia do środka … Tak też czynimi. Siadamy, od razu dostajemy karty menu … bardzo schludne i przejrzyste. Na początek zamawiamy napoje, lany Żywiec z sokiem dla Sary oraz rzecz, która mnie bardzo mile zaskoczyła, a mianowicie lany Żywiec Porter, którego w Oświęcimiu szukać na darmo … dla mnie. Piwka dobre, odpowiednio schłodzone, gazowane. Żywiec Sary nalany na Naszych oczach, natomiast mój Porter przyszedł razem z Panią kelnerką już nalany do kufla z zaplecza, co wydaje się być zabiegiem nie na miejscu, ale że był odpowiednio podany i smaczny zaniechałem dalszych pytań. Wybieramy dalej, tym razem coś do jedzenia. Ja zostaje przy rzeczach płynnych więc zamawiam zupę krem z zapiekanego czosnku, natomiast Sara zamawia Tagliatelle z bakłażanem i wieprzowymi kuleczkami w sosie pomidorowo-bakłażanowym. Pani kelnerka z uśmiechem na twarzy przyjmuje zamówienie i upewnia się czy chcemy dostać posiłki w tym samym czasie. Zostawia nam jedno menu, ponieważ wiemy, że na tym nie poprzestaniemy i napewno coś jeszcze zamówimy. Oczekiwanie na posiłek umila Nam bardzo przyjemna muzyka, może nie koniecznie pasująca do klimatu lokalu, ale nie można mieć wszystkiego ;) Druga Pani kelnerka zjada sobie za barem kolacje (pewnie chce Nam zaostrzyć apetyt , dlatego zjada ją na Naszych oczach zamiast na zapleczu), a następnie jak doradza Nam ostatnimi czasy Antonio Banderas w popularnej reklamie, zaczyna namiętnie żuć gumę w celu obniżenia pH w ustach :D Po krótkim czasie oczekiwania dostajemy posiłki. Zupa krem jest przepyszna, jedna z lepszych jakie jadłem, ale ze względu na intensywność smaku tylko dla wielbicieli czosnku, grzanki dobre, kilka strugów parmezanu, główka bazyli … pyszna i ładna. Makaron Sary to już całkiem inna bajka, nie ma nic wspólnego z terminem “al dente”, restauracja bazująca na kuchni włoskiej z kupnym makaronem to też jakaś pomyłka. Kuleczki wieprzowe bardzo smaczne, ale jak smaczne tak i bardzo rzadko spotykane na talerzu. Sos poprawny oraz smaczny … pomidorowy, bo smaku bakłażana to raczej ciężko się tam doszukiwać. Sam bakłażan dobry, kosteczka nierozgotowana, mięsista, ale mogło by go tak jak kuleczek być więcej. Co NAJWAŻNIEJSZE, ugotowany makaron dodajemy do naczynia, w którym sporządzliśmy sos, mieszamy przed podaniem aby makaron wchłonął cały smak z patelni czy też rondelka, oblepiając go tym samym idealnie. To był bardzo istotny błąd. Dodajmy, że “parmezan” jak na rodzaj kuchni preferowanej w tym lokalu, mógł by być choćby trochę lepszy, na tyle dobry żeby się “nie ciągnął” jak Gouda ;) Zjadamy, ja ze smakiem, Sara z mniejszym ;) Teraz zamawiamy pizze, z wołowiną, salami, czerwoną cebulą i papryczkami Jalapeño. Czekając na nią przeglądam menu znajdując interesującą rzecz, a mianowicie “paluszki z krabów”, ale o tym później ;) Przychodzi pizza z Panią kelnerką, jak się okazuje jest ona opętana, oczywiście pizza to ona jest opętana, opętana dobrym smakiem :) Ciasto jest przepyszne, stosunek masy ciasta do ilości dodatków idealny, a także same dodatki są bardzo dobre. Zjadamy ją do ostatniego okruszka. Chwilka odpoczynku po pizzy owocuje rzutem oka na ubikacje, które są czyste i schludne. Można było też zaobserwować oburzonych konsumentów, którzy narzekali na brak obsługi (My narzekać na tą kwestię nie możemy). Po małej sieście czas na deser, dla Sary Tiramisu a dla mnie … no właśnie, dla mnie sałatka Napoli, w której to widniały wspominane wcześniej przeze mnie “paluszki z kraba”. Po chwilce dostajemy to co zamówiliśmy. W sumie to ciężko stwierdzić, czy jest to to co zamówiliśmy, a czemu ? … A więc tak, Tiramisu to polski krewny oryginalnego kuzyna z Włoch, nie ma z nim nic wspólnego, ale skłamałbym gdybym powiedział, że jest niesmaczny. Lekki, puszysty ale czemu nazwany Tiramisu ? CZEMU ? Chyba kogoś poniosło. Sałatka to taki żarcik, “paluszki z kraba” to jak już pewnie większość z Was się domyśliła to paluszki “surimi”, które koło kraba to nawet nigdy nie leżały :D Półtorej sztuki pokrojone w małe kawałeczki i opanierowane … fajny pomysł na przyrządzenie tego specyfiku, ale na tym plusy tej sałatki się kończą :( Reszta to cała masa kapusty pekińskiej, troche pomidora oraz kukurydzy i sosy. Winegret, którego nie znalazłem, sos 1000 wysp, który jest niegodzien tej nazwy, bo nie ma nic wspólnego z sosem stworzonym przez Sophie LaLonde, natomiast sos biały jest … biały i nic poza tym. Estetyka talerzy to od samego początku huśtawka, zupa bardzo ładna, makaron bez szału, pizza jak pizza, to coś a'la Tiramisu ładne, ale sałatka to horror. Ciężko mi to zrozumieć. Po tej sinusoidzie smaku nadchodzi czas płacenia rachunku, prawie adekwatnego do jakości. Kończąc można by powiedzieć, że miejce ładne, z klimatem, ale nazwę lepiej zmienić na … Tawerna – Pizza & Soups. Makarony to wstyd i hańba, ale pizze zamówie jeszcze niejednokrotnie.

Kolejne miejsce, które odwiedzę będzie dla Was dużym zaskoczeniem ;)


wtorek, 7 maja 2013

 “TEATRALNA” - ul. Śniadeckiego 39



Udało się … świetnie się bawiliśmy i było bardzo, bardzo smacznie, ale zacznę od początku. Piątek, godzina popołudniowa, ładna pogoda, a Restauracja „Teatralna” nie wie jeszcze, że znajduje się na celowniku, celowniku który namierza dobry smak. Wchodzimy, wita Nas kelner … warto zaznaczyć od razu, iż była to osoba w pełni zasługująca na miano kelnera, nienaganny wygląd, dobra prezencja i jak na młody wiek bardzo przyjemna kindersztuba kelnerska. Dostajemy bardzo ładne karty menu, wizualnie nawiązujące do Restauracji „Teatralnej”, którą pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Na początek składamy zamówienie na napoje, Tyskie piwo lane z sokiem dla Sary i Książęce – Czerwony Lager dla mnie. Podane zostają szybko i idealnie, odpowiednie szkło do lagera czyli smukły kufel na nóżce, nawet podkładki pod kufle dobrane pod rodzaj spożywanego przez Nas trunku. Racząc się piwkami zaczynamy wybierać posiłki. Wybór naprawdę duży, ale jasność i przejrzystość karty ułatwia dokonania wyboru. Na początek zamawiamy zupy, ja zamawiam żurek na domowym zakwasie z jajkiem na twardo, mięsiwem i ziemniaczkami, który poleca mi Pan Kelner, a Sara krem z brokułów serwowany z groszkiem ptysiowym. Rosół widniejący wśród zup w menu sprawia, że mamy nadzieję, iż zupki będą na jego bazie co sprawi że będą smaczne. Po krótkim czasie oczekiwania dostajemy Nasze pierwsze dania, zaserwowane bardzo ładnie przez Pana Kelnera. Żurek to dzieło sztuki, prawdziwy smak zakwasu, świetnie doprawiony z bogatą wkładką w postaci mięsiwa, natomiast krem brokułowy uwodzi łagodnym smakiem i przepięknym kolorem, groszek ptysiowy kupny, ale bez bicia przyznaję, że wśród dzisiejszego bogatego asortymentu jaki proponują Nam sklepy i Ja go kupuję. Na szczęście jest to ten sam, który kupuję ja i jest bardzo dobry. Po tym bardzo smacznym wprowadzeniu w świat kulinarny zaplecza kuchennego Restauracji „Teatralnej” przechodzimy do wyboru dania głównego. Wiele pozycji kusiło aby je wybrać, ale w końcowym rozrachunku czołówkę zdominowały … W Mój gust trafiła golonka pieczona w warzywach i piwie serwowana z kapustą zasmażaną i opiekanymi ziemniaczkami, natomiast Sara wybrała roladkę z piersi indyka faszerowaną szpinakiem, serwowana z sosem serowym w akompaniamencie tego samego dodatku skrobiowego co u mnie. W oczekiwaniu na danie główne zostaliśmy bardzo mile zaskoczeni poczęstunkiem w postaci dwóch lampek czerwonego wina do obiadu, winko było bardzo smaczne. Mieliśmy też czas na dokładne rozejrzenie się po lokalu, który również zaskoczył Nas bardzo miło … Część, w której znajdowały się wygodne loże miała charakter nowoczesny i dlatego też ją wybraliśmy (warto wspomnieć, że w starej „Teatralnej” w miejscu obecnych lóż mieściła się szatnia, cześć lokalu już prawie niespotykana w naszej erze … szkoda czy nie ocencie sami). Druga część nawiązywała swym charakterem do „Teatralnej”, do której chodziłem ze swoją Mamą, gdy byłem jeszcze dzieciakiem. Dominują tu bardzo ładnie nakryte i przygotowane stoły. Nie jednej osobie mieszkającej od urodzenie w Oświęcimiu, łza zakręci się w oku widząc te stoły i slajdy, w swej pamięci przedstawające ich z bliskimi, których już może przy nich nie ma. Bar to już połączenie nowoczesności z tradycją, ładny i funkcjonalny. Wszystko okraszone elementami nowoczesnymi i fototapetami przedstawiającymi Oświęcim sprzed wielu, wielu lat co jest na pewno hołdem w stronę faktu, że jest to najstarsza działająca cały czas pod tą samą nazwą restauracja w Oświęcimiu (działająca z przerwami wywołanymi różnymi sytuacjami od 1964 roku, pod przewodnictwem różnych właścicieli i kucharzy). Muzyka obecna w lokalu również fajna, starsze hity w połączeniu z kawałkami nieschodzącymi z list przebojów. Toalety na wysokim poziomie upewniły mnie, że właściciel nie stawia tylko na rzeczy, które widać na pierwszy rzut oka, ale również na to co widzimy i dostrzegamy dopiero po jakimś czasie. Po bardzo przyzwoitym czasie, jeżeli chodzi o przygotowanie golonki dostajemy drugie dania … i już wiemy, że warto było poczekać odrobinkę dłużej. Golonka to prawdziwy majstersztyk, bardzo smaczna, fajnie wyczuwalne piwko, które niezabiło smaku golonki, kapusta zasmażana, świeża i idealnie doprawiona, a ziemniaczki zapiekane niczym nie ustępują reszcie … jedynie wielkość golonki … no cóż, mogłaby być troszkę większa jak przystało na golonkę ;) Jeżeli chodzi o roladkę z indyka to również ocena celująca, soczysta, farsz szpinakowy odpowiednio doprawiony i delikatny sos serowy, który dopełnił całości. Zjedliśmy z wielkim smakiem, ale jedna rzecz rzuca się w oczy … “look” talerzy, jakość elementów dekoracyjnych pozostawia wiele do życznie, no chyba że miały one nawiązywać do 1946 ;) Odpoczywając po obiadku przy winku, został Nam zaproponowany przez Pana kelnera deser w postaci sernika na zimno. Ja podziękowałem, ale byłem już pojedzony za wszystkie czasy, natomiast Sara jako, że uwielbia słodycze nie mogła sobie odmówić. Sernik na zimno poprawny, taki jaki może sobie zrobić każdy z Nas w domu z pomocą Dr. Oetker'a, jeżeli wiecie o co mi chodzi ;) Sara zjada, dostajemy rachunek (jak najbardziej adekwatny do jakości) i opuszczamy “Teatralną” zapraszani na kolejną wizytę przez Pana kelnera. Słowami podsumowania … pyszne jedzenie, idealna obsługa, dekoracje potraw bardzo słabe, reszta bardzo umowna … jednych zachwyci, inni nie zrozumieją … tak to już jest.

A teraz czeka na Nas “TAWERNA” ...