“TAWERNA Pizza & Pasta” -
ul. Olszewskiego 46 b
To była wizyta wielu kontrastów ...
sprzecznych odczuć i wrażeń. Dosyć pochmurne i deszczowe, późne
środowe popołudnie, postanowiliśmy spędzić w Restauracji Tawerna
– Pizza & Pasta. Pierwsza rzecz jaka się rzucała w oczy, gdy
tylko dotarliśmy na miejsce to nie zwykły urok tego obiektu,
atmosfera małej włoskiej restauracyjki w połączeniu z nowoczesnym
design daje bardzo miłe dla oka połącznie. Bardzo ładny wystrój,
wszędzie panujący porządek oraz czystość zachęcają do wejścia
do środka … Tak też czynimi. Siadamy, od razu dostajemy karty
menu … bardzo schludne i przejrzyste. Na początek zamawiamy
napoje, lany Żywiec z sokiem dla Sary oraz rzecz, która mnie
bardzo mile zaskoczyła, a mianowicie lany Żywiec Porter, którego w
Oświęcimiu szukać na darmo … dla mnie. Piwka dobre, odpowiednio
schłodzone, gazowane. Żywiec Sary nalany na Naszych oczach,
natomiast mój Porter przyszedł razem z Panią kelnerką już
nalany do kufla z zaplecza, co wydaje się być zabiegiem nie na
miejscu, ale że był odpowiednio podany i smaczny zaniechałem
dalszych pytań. Wybieramy dalej, tym razem coś do jedzenia. Ja
zostaje przy rzeczach płynnych więc zamawiam zupę krem z
zapiekanego czosnku, natomiast Sara zamawia Tagliatelle z bakłażanem
i wieprzowymi kuleczkami w sosie pomidorowo-bakłażanowym. Pani
kelnerka z uśmiechem na twarzy przyjmuje zamówienie i upewnia się
czy chcemy dostać posiłki w tym samym czasie. Zostawia nam jedno
menu, ponieważ wiemy, że na tym nie poprzestaniemy i napewno coś
jeszcze zamówimy. Oczekiwanie na posiłek umila Nam bardzo przyjemna
muzyka, może nie koniecznie pasująca do klimatu lokalu, ale nie
można mieć wszystkiego ;) Druga Pani kelnerka zjada sobie za barem
kolacje (pewnie chce Nam zaostrzyć apetyt , dlatego zjada ją na
Naszych oczach zamiast na zapleczu), a następnie jak doradza Nam
ostatnimi czasy Antonio Banderas w popularnej reklamie, zaczyna
namiętnie żuć gumę w celu obniżenia pH w ustach :D Po krótkim
czasie oczekiwania dostajemy posiłki. Zupa krem jest przepyszna,
jedna z lepszych jakie jadłem, ale ze względu na intensywność
smaku tylko dla wielbicieli czosnku, grzanki dobre, kilka strugów
parmezanu, główka bazyli … pyszna i ładna. Makaron Sary to już
całkiem inna bajka, nie ma nic wspólnego z terminem “al dente”,
restauracja bazująca na kuchni włoskiej z kupnym makaronem to też
jakaś pomyłka. Kuleczki wieprzowe bardzo smaczne, ale jak smaczne
tak i bardzo rzadko spotykane na talerzu. Sos poprawny oraz smaczny …
pomidorowy, bo smaku bakłażana to raczej ciężko się tam
doszukiwać. Sam bakłażan dobry, kosteczka nierozgotowana,
mięsista, ale mogło by go tak jak kuleczek być więcej. Co
NAJWAŻNIEJSZE, ugotowany makaron dodajemy do naczynia,
w którym sporządzliśmy sos, mieszamy przed podaniem aby makaron
wchłonął cały smak z patelni czy też rondelka, oblepiając go
tym samym idealnie. To był bardzo istotny błąd. Dodajmy, że
“parmezan” jak na rodzaj kuchni preferowanej w tym lokalu, mógł
by być choćby trochę lepszy, na tyle dobry żeby się “nie
ciągnął” jak Gouda ;) Zjadamy, ja ze smakiem, Sara z mniejszym
;) Teraz zamawiamy pizze, z wołowiną, salami, czerwoną cebulą i
papryczkami Jalapeño. Czekając na nią przeglądam menu znajdując
interesującą rzecz, a mianowicie “paluszki z krabów”, ale o
tym później ;) Przychodzi pizza z Panią kelnerką, jak się
okazuje jest ona opętana, oczywiście pizza to ona jest opętana,
opętana dobrym smakiem :) Ciasto jest przepyszne, stosunek masy
ciasta do ilości dodatków idealny, a także same dodatki są bardzo
dobre. Zjadamy ją do ostatniego okruszka. Chwilka odpoczynku po
pizzy owocuje rzutem oka na ubikacje, które są czyste i schludne.
Można było też zaobserwować oburzonych konsumentów, którzy
narzekali na brak obsługi (My narzekać na tą kwestię nie możemy).
Po małej sieście czas na deser, dla Sary Tiramisu a dla mnie … no
właśnie, dla mnie sałatka Napoli, w której to widniały
wspominane wcześniej przeze mnie “paluszki z kraba”. Po chwilce
dostajemy to co zamówiliśmy. W sumie to ciężko stwierdzić, czy
jest to to co zamówiliśmy, a czemu ? … A więc tak, Tiramisu to
polski krewny oryginalnego kuzyna z Włoch, nie ma z nim nic
wspólnego, ale skłamałbym gdybym powiedział, że jest niesmaczny.
Lekki, puszysty ale czemu nazwany Tiramisu ? CZEMU ? Chyba kogoś
poniosło. Sałatka to taki żarcik, “paluszki z kraba” to jak
już pewnie większość z Was się domyśliła to paluszki “surimi”,
które koło kraba to nawet nigdy nie leżały :D Półtorej sztuki
pokrojone w małe kawałeczki i opanierowane … fajny pomysł na
przyrządzenie tego specyfiku, ale na tym plusy tej sałatki się
kończą :( Reszta to cała masa kapusty pekińskiej, troche pomidora
oraz kukurydzy i sosy. Winegret, którego nie znalazłem, sos 1000
wysp, który jest niegodzien tej nazwy, bo nie ma nic wspólnego z
sosem stworzonym przez Sophie LaLonde, natomiast sos biały jest …
biały i nic poza tym. Estetyka talerzy to od samego początku
huśtawka, zupa bardzo ładna, makaron bez szału, pizza jak pizza,
to coś a'la Tiramisu ładne, ale sałatka to horror. Ciężko mi to
zrozumieć. Po tej sinusoidzie smaku nadchodzi czas płacenia
rachunku, prawie adekwatnego do jakości. Kończąc można by
powiedzieć, że miejce ładne, z klimatem, ale nazwę lepiej zmienić
na … Tawerna – Pizza & Soups. Makarony to wstyd i hańba, ale
pizze zamówie jeszcze niejednokrotnie.
Kolejne miejsce, które odwiedzę
będzie dla Was dużym zaskoczeniem ;)