niedziela, 27 października 2013

P.S. - PROMYK / REWIZYTA - Szybka akcja … Obudziłem się z brakiem sera w organizmie i postanowiłem go uzupełnić ;) Poczekałem aż Sara wróci z uczelni i jak najszybciej udaliśmy się do „Promyka”. Braki sera w organizmie miała uzupełnić wydawana tu od godziny piętnastej pizza. A dokładniej, pizza serowa z goudą, mozzarellą i parmezanem w rozmiarze Mega, czyli o średnicy 50 centymetrów. Ale od początku … już na polu pachniało pięknie co zachęcało do wejścia. W środku czysto jak zawsze tylko lekko suche bambusy straszyły ;) Brak kart menu na stolikach mnie trochę zdziwił, ale po podejściu do baru dostałem jeden egzemplarz, który już chyba troszkę przeszedł w swoim życiu :D Siadamy i wybieramy pizze, o której już pisałem a do tego litr … Coli ;) Konsumentów naprawdę sporo, a Pan kierowca, który pełnił funkcję kelnera w wolnym czasie bardzo uprzejmy i miły, natomiast Pani odpowiedzialna, jak się domyśliłem za pizze, dbała o estetyczny wygląd serwetników i czystość stolików. Po chwili oczekiwania dostajemy pizze … na średniej grubości cieście z dużą ilością dodatków. Bardzo dobrze wypieczone ciasto, małe ranty i pyszny smak ale jedna rzecz ją wyróżniała szczególnie … była bardzo ładna wizualnie … jak Pani, która ją zrobiła ;) Cena tego zestawu to bardzo mało w porównaniu do jakości.

A wieczorem wspólnie z Sarą uzupełnialiśmy braki śliwek w organizmie :D Czym ? China Red Plum Wine czyli czerwonym śliwkowym słodkim winem z zielonej śliwki, która tradycyjnie rośnie na terytorium Chin, Japonii i Korei. Wino wzbogacone smakiem i aromatem perilli czyli pachnotki zwyczajnej. Twór Conghua Shunchangyuan Winery to fajne połączenie nowych smaków z tymi, które znamy ze swojskich domowych win. Jednak wojownicy Czyngis- Chana na coś się przydają ;)

niedziela, 20 października 2013

“DEL PAPA Ristorante” - ul. Leszczyńskiej 12



Zacznę dziś od małej prywaty … Wracaj do zdrowia Kasa, bo już chłodzę butelkę wódeczki i obmyślam menu na tą popijawę. Trzymaj się Bracie !!! Chwilkę mnie nie było, ale natłok pracy z domieszką prowadzonych obecnie przeze mnie szkoleń dla krakowskich kucharzy sprawił, że czas wolny stał się dla mnie tylko marzeniem. Ale jestem i opowiem Wam coś o miejscu, o bardzo fajnej nazwie … Ristorante Del Papa. Wchodzimy do środka zachęceni wielkim spisem pizz dostępnych w ofercie. Nie ma ich co prawda trzydziestu, ale tym samym mam nadzieję, że ktoś poszedł na jakość a nie na ilość. Okazuje się, że restauracja stanowi tylko jakąś połowę budynku, reszta to kantor, sklep z pamiątkami i centrum informacji turystycznej. Wiemy więc już, iż jest to lokal zrobiony pod grupy zagraniczne, które odwiedzają Nasze piękne miasto ;) Bierzemy karty i siadamy zaczynając wybierać, ale coś jest nie tak … wszędzie biegają mali, żółci ludzie ze swoimi dużymi aparatami co wpływa w znacznym stopniu na stan mojego skupienia względem menu :D Opanowywuję emocje i już wiem co zjem, będzie to pizza Capo z sosem pomidorowym, mozzarellą, boczkiem, suszonymi pomidorami, oregano i rukolą. Sara wybrała pizze Carbonara z sosem białym, mozzarellą, boczkiem, pieczarkami, parmezanem i oregano. Idę zamówić, a tu nagle moim oczą ukazuje się „wielki mur chiński” ciągnący się od wejścia aż do samego baru. Z należytym wdziękiem ominąłem zastępy Czyngis-Chana i przedarłem się do samego baru, gdzie Pani kelnerka poinformowała mnie, że mają dwie duże grupy i na razie nie przyjmują zamówień. Na szczęście tylko chwilka rozmowy wystarczyła, aby przemiła Pani mówiąca po angielsku z uroczym akcentem przyjęła Nasze zamówienie obiecując, że za około trzydzieści minut dostaniemy jedzonko. Biorę do tego dwa Żywce butelkowe, bo niestety lanych piw chwilowo nie ma … dla Sary z sokim malinowym, a dla siebie z imbirowym. Biorę piwka z baru i zmierzam do stolika. Co warto zaznaczyć ? Karty menu bardzo brzydkie, prawie skoroszyty. Zawartość menu to pizze i kilka dań polskich ( tak jakby jakiegoś Quan Chi naszło na polskiego schabowego ;) Ciekawą rzeczą jest fakt, iż sprzedają tu lanego Żywca 0,5 litra i lanego Heinekena 0,3 litra, czemu tylko takie pojemności to już dla mnie zagadka … może to azjatyckie miary ;) Ale przejdźmy do pozytywów, serwetniki są ładne i estetyczne, co w tym mieście jest rzeczą na wagę złota. Ładnie odkurzona wykładzina, wszędzie czysto i schludnie. Niestety słowo „wszędzie” nie może tyczyć się ubikacji, ponieważ te są lekko obleśne :( Największym i najfajniejszym zaskoczeniem był Pan robiący pizze, który świetnie obchodził się z nożem, więc wiem, że w tym mieście jest Nas już co najmniej dwóch. Ale wracajmy do stolika i czasu oczekiwania, który miał wynieść minimum trzydzieści minut … wyniósł natomiast może piętnaście. Nie dość, że tak szybko to jeszcze tak PYSZNIE !!! Genialna pizza o średnicy trzydziestu centymetrów na cudownym i świetnie wypieczonym cieniutkim cieście z idealnie zbalansowaną ilością dodatków. Tak cudowna, że nawet trzy trójąty, które zostały Sarze wzięliśmy na wynos, bo grzechem było by wyrzucenie tego cudeńka z tak smacznym białym sosem. Ceny jak za taką pizze są śmiesznie niskie, piwko również w super cenie … mogę tylko napisać, że to najbliższa włoskiemu oryginałowi pizza w tym mieśćie. Czemu tylko można ją nabyć w miejscu nastawionym w największej mierze na grupy, a nie konsumenta z ulicy, którego kubki smakowe można by taką pizzą zapieścić na śmierć. Szkoda :( ale cieszmy się, że mamy taką pizze bo to jest najważniejsze :)

P.S. - INKA / REWIZYTA - Idąc pewnego dnia załatwiać sprawy związane ze szkoleniami, które prowadzę, doleciał mnie ładny zapach z jedynego w tym mieście baru mlecznego. Postanowiłem coś na szybko przekąsić zanim ruszę w dalszą drogę. Na pierwsze rosół z makaronem, gdyby był bardziej klarowny to żadna restauracja by się go nie powstydziła, drobiowo-warzywny z dobrym makaronem. W miarę znikania z talerza ukazył mi niecodzinny napis widniejący w środku talerza … Kopalnia PIAST :D Na drugie kotlet sudecki z ziemniakami, do tego surówka z pomidorów i zielonych ogórków i obowiązkowo kompot. Dodatkowo zostałem zapytany czy ziemniaczki polać mi sosem, nie mogłem odmówić tak miłej Pani ;) Sudecki to pyszny i miękki kotlet z mięsa mielonego i ryżu, dobrze doprawiony i usmażony na złocisty kolor, smaczne ziemniaki szkoda, że posypane suszoną zieloną pietruszką której nie znoszę ;) Sos okazał się być pieczarkowym ze smażoną cebulką w środku. Aromatyczny i smaczny sosik. Surówka to powrót do czasów kiedy to moja Mama przygotowywała mi identyczną, z duża ilością posiekanej cebuli i mielonego pieprzu, odrobiną octu i cukru. Pychota. A kompot najlepszy jak zawsze w całym mieście, na czerwonych porzeczkach i agreście. Koszt tego obiadu to złotówka z zerem na kóncu, warto ? PEWNIE :)